Okupacja na fejsie

"Choć w czasie okupacji robiło się mąkę z trawy, kawę z żołędzi, marmoladę z buraków, a ziemniak musiał udawać jajko, Polki gotowały lepiej niż MasterChef. Przygotowywanie posiłków na parze, bez tłuszczu, bez mięsa, z naturalnych składników, oszczędnie wtedy okrutny przymus - dziś to światowa moda!". To przeczytałam w komunikacie prasowym zachęcającym do przyjścia na spotkanie promocyjne z okazji premiery książki "Okupacja od kuchni" Aleksandry Zaprutko-Janickiej.

Jak czytam na portalu Ciekawostki Historyczne : "to już druga książka wydana przez nasz portal. Jej autorka, Ola Zaprutko-Janicka , jest współzałożycielką "Ciekawostek historycznych", spod jej pióra wyszło wiele poczytnych artykułów". W linku następuje przekierowanie do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak (seria Horyzont).

'Okupacja od kuchni', wyd. Znak
"Okupacja od kuchni", wyd. Znak fot. promocyjne
fot. Wyd. Znak

Kto i dlaczego zdecydował się na linię promocji, w której porównuje się ludzi zmagających się z wojenną biedą do uczestników telewizyjnego show?

Jakim celom służy zachwalanie diety opartej o korę drzew i zachęcanie do jej spróbowania? Czy za chwilę ktoś zrobi projekt i będzie odżywiał się według oświęcimskiego reżimu, robiąc sobie codziennie zdjęcia na fejsa?

Interesuje mnie kuchnia. Interesuje mnie historia. Interesuje mnie historia kuchni. Trudno mi jednak przyjąć, że kontekstem można dowolnie żonglować i można wabić czytelnika poprzez odniesienia do rzeczywistości, którą zna, aby przedstawić mu rzeczywistość, o której nie ma pojęcia.

Zagubiona tożsamość

Wojna to bieda, strach i głód. Nic przyjemnego. Jeśli ktoś zrobił badania historyczne, zebrał materiały źródłowe, zgromadził fotografie, zapiski, informacje o tym, jak ludzie odżywiali się w czasie okupacji, to świetnie. Taka wiedza jest nam potrzebna do zrozumienia całej naszej powojennej historii kulinarnej i wielkiej wyrwy, którą mamy wskutek wojny i czasów PRL-u. Z tym się zmagamy, dlatego mamy trudności z określeniem naszej tożsamości kulinarnej, dlatego nie znamy odmian jabłek, ziemniaków i potraw kuchni regionalnej Mazowsza. Mozolnie redefiniujemy kuchnię polską, bo trudno mówić o powrocie do kuchni dawnej, skoro każdy ma na myśli inną "dawność", a rzeczywistość pędzi do przodu i nie ogląda się na schabowe, które są wypierane przez kebaby, tak jak kiedyś jesiotry i przepiórki musiały ustąpić kotletowi z Włoch (schabowy przybył do nas z Mediolanu).

Zgniłe ziemniaki i Masterchef

Nie wiadomo, co to jest "kuchnia polska", bo, jak pisała Hannah Arendt "nić tradycji uległa zerwaniu". Przyczyniła się do tego w dużym stopniu II wojna światowa i jej konsekwencje. To nie jest nic fajnego i nie można o tym pisać tonem promocji w supermarkecie. Napisałam na Facebooku o tym, że dziwi mnie ten sposób lansowania książki. Zacytuję tylko jeden z komentarzy - Maryny Over pod moim wpisem:

"Moja babcia Hanka Stołągiewiczówna z matką Wacławą Stołągiewiczową (dwie przedwojenne warszawskie damy) żyły całą okupację, sprzedając ciastka na Placu Napoleona, które imitowały ich przedwojenne kulinarne szaleństwa, co dwa miesiące trzeba było przedłużać zgodę u Niemców, było to upokorzenie nie do wyobrażenia, ale jakoś trzeba było funkcjonować. Ludzie przymierali głodem, ale czasami mieli ochotę na ciastko z sacharyną z marchwi i ziemniaków, na randkę, na śmiech, jak inaczej mogli by przetrwać codzienne łapanki, rozstrzelania i dwa powstania... światowa moda? K*rwicy dostaję od polskiego dziennikarstwa i tej gloryfikacji "dzielności i zaradności", to było piekło! Brukiew, zgniłe ziemniaki, mlecz, trawa, stęchła mąka i ciągłe pertraktacje z nazistami, z kolaborantami, z szabrownikami, cwaniakami i złodziejami... kobiety nie raz się oddawały za jajko, za smalec, za chleb dla własnego umierającego dziecka..."

Chcę przeczytać tę książkę. Uważam, że to dobrze, że powstała. Wygląda na porządnie zrobioną. Natomiast jej promocja w tonie: "w czasie wojny Polki gotowały lepiej niż Masterchef", zakrawa na okrutny, bezmyślny żart. Do nas dziś nikt nie strzela, gdy idziemy do Biedronki. Żyjemy dzięki pomysłowości, hartowi ducha i łutowi szczęścia tamtych kobiet, mamy przywilej, że możemy zachować o nich pamięć. Z badania historii powinna płynąć większa świadomość społeczna. Jest szansa, że książka "Okupacja od kuchni" przyczyni się do zwiększenia naszej wiedzy o tym strasznym czasie. Przyjęta póki co promocja książki na pewno nie.

Więcej o: