Wiele można o mnie powiedzieć, ale 'niedożywiona', anemiczna!? To najmniej trafne określenia. Doktor kręcił głową z dezaprobatą: 'Musimy wprowadzić suplementację, proszę pokazać paznokcie'. Na szczęście efekty niedoboru żelaza - łamliwe paznokcie, obniżona odporność, ciągłe zmęczenie i bóle głowy - mnie nie dopadły, ale wyniki badań krwi były jednoznaczne i żelazo należało uzupełnić. Uznałam, że po pastylkę sięgnę w ostateczności, najpierw spróbuję naprawić, co nabroiłam, uważniej przyglądając się swojej diecie.
Kiedy jada się mięso, zadanie jest ułatwione, żelazo hemowe w nim zawarte jest łatwiej przyswajalne niż pochodzące z roślin. Nie miałam jednak zamiaru przestawić się na wątróbkowo-kaszankową monodietę. Chciałam, dobierając świadomie składniki, jadać tak, jak lubię - różnorodnie, smacznie i bez specjalnego wysiłku włożonego w gotowanie. Nie było też mowy o dogłębnych studiach nad zależnością między zdrowiem a żelazem. Ograniczyłam się do wypisania na kartce składników, które zawierają dużo żelaza, i włożeniu jej do portfela, by była pod ręką w czasie zakupów. Przyswoiłam sobie też zasadę, że żelazo wchłania się najlepiej, gdy jest podawane w towarzystwie składników bogatych w witaminę C, i że w czasie takiej kuracji należy zminimalizować spożycie nabiału, białej mąki, czarnej herbaty i kawy.
Wenecki restaurator Cipriani wymyślił carpaccio z wołowiny z sosem z żółtek i musztardy, gdy jedna z jego klientek zapadła na niedokrwistość. Bardzo ładnie wymyślił. Ja na cienkich plasterkach mięsa układam górę rukoli polanej sokiem z cytryny i oliwą extra vergine albo zastępuję ją sosem zmiksowanym z wielkiej ilości naci pietruszki, soku z cytryny, czosnku, kaparów i oliwy.
Trudno o mięso szybsze w obróbce i mniej kłopotliwe niż polędwica wołowa. Befsztyki z grubej części podałam z sałatką z grzybów suszonych, które na ciepło, po namoczeniu i usmażeniu z szalotką, wymieszałam z różnymi zieleninami skropionymi cytryną. Po usmażeniu położyłam je na sałatce z cienkich plastrów buraków i liści szpinaku doprawionych cytrynowo-pietruszkowym winegretem. Na koniec posypałam całość uprażonymi orzechami laskowymu i sparzonymi żurawinami. Danie tak się udało, że weszło do restauracyjnego menu.
Twardsza wołowina doskonale się nadała, by pokroić ją w kostkę, obsmażyć i udusić w stylu marokańskim - z cebulą, czosnkiem, imbirem, cynamonem i zielem angielskim, z suszonymi śliwkami i morelami, które dodały winnego smaku i słodyczy. Zaś doprawiona chili i kuminem wołowina mielona świetnie wypadła jako nadzienie do daktyli upieczonych w małej ilości rosołowatego sosu. Oba dania posypane nacią kolendry zyskały orientalny aromat i dawkę witaminy C.
Żółty suszony groch wykorzystywałam na dwa sposoby: ugotowany i zmiksowany z przyprawami i oliwą jako krem, idealny do pojadania z surowymi warzywami, oraz ugotowany na sypko, w ciepłej sałatce z orzechami laskowymi, nasionami słonecznika, szczypiorem i wątróbkami. Witaminę C reprezentował dodatek kiszonych ogórków. Zaprzyjaźniłam się też z soją, bo chociaż w smaku jest niemrawa, to zarówno ziarna, jak i tofu w dobrym sosie się bronią. W solniczkach wymieniłam sól morską na kopaną w Wieliczce, bo ta ma niespotykaną zawartość Fe.
Po dwóch tygodniach zrobiłam badania kontrolne, wyraźna tendencja wzrostowa pozwoliła mi zapomnieć o opcji apteka. Hasło 'Jesteś tym, co jesz' znów się potwierdziło.
400 g polędwicy wołowej
garść pokruszonych orzechów laskowych
3 podłużne buraki upieczone i obrane
2 garście liści szpinaku
1 garść suszonych żurawin
1/2 szklanki soku jabłkowego
Sos:
sok z 1/2 cytryny
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka musztardy diżońskiej
2 utarte ząbki czosnku
1/4 szklanki oliwy
sól, pieprz
oliwa do smażenia
Mięso pokroić na nieduże steki, posypać pieprzem i wgnieść w nie orzechy. Wymieszać składniki sosu. Żurawinę zagotować w soku jabłkowym. Buraki obrać i obieraczką do warzyw pokroić w cienkie wstążki, wymieszać z sosem. Szpinak wymieszać z sosem. Mięso usmażyć z obu stron. Na talerzach układać buraki, na nich liście szpinaku, na czubku rumiane steki. Na koniec posypać żurawinami i natką pietruszki.