W grupie "Co jedzą polscy weganie" ogromną popularnością cieszą się od niedawna posty jednej z uczestniczek, która przygotowuje różne smakołyki dla swojej - jak sama pisze - "wegańskiej wnusi". A to placki z białej kaszy gryczanej z bananową nutellą, a to pierogi z czerwonej soczewicy. Nic dziwnego, że wiele osób prosi, by została również ich babcią. Postanowiłam sprawdzić, kim jest ta intrygująca osoba.
Do babci "wegańskiej wnusi", czyli pani Magdaleny, mój mail z prośbą o wywiad dotarł nie bez zawirowań. Podczas wakacji, na których jest obecnie z wnuczką, zastała je nawałnica, przez którą nie miały prądu, a więc trudno się było z nimi skontaktować. W końcu się jednak udało. I choć pani Magdalena była dosyć zaskoczona tym, że do niej piszę, z ochotą udzieliła odpowiedzi na moje pytania.
Pani Magdalena: Wegańska wnusia ma 4,5 roku. A jej babcia w lipcu będzie obchodziła, okrąglutkie jak ona sama, 55 urodziny.
Nie rozpieszczam tylko wnuczki. Staram się rozpieszczać wszystkich, którzy się koło mnie pojawią. Pierwsze naleśniki smażyłam dla koleżanek po lekcjach w piątej klasie szkoły podstawowej. Ja po prostu uwielbiam gotować.
Nie mogę się nazwać wegetarianką, bo czasami jadam owoce morza, ale mięsu mówię "nie". Natomiast ze względu na to, że moje dwie córki i ojciec wegańskiej wnusi są weganami, wiadomo, dla nich gotuję wegańsko. Nawet ostatnia Wigilia z dziadkami (mama 80 lat, tata 86 lat) była wegańska.
W naszej rodzinie zdecydowanym hitem jest pizza wegańska, którą przyrządzam, kiedy mamy wegański ser. Natomiast mąż zdecydowanie woli pizzę cztery sery. Dodam, że u nas weganizm to kwestia światopoglądu - ochrony życia zwierząt i dbałości o środowisko. Staram się jednak nie popadać w skrajności.
Po wegetariańsku gotuję od mniej więcej 4 lat. Ściśle po wegańsku od 2-2,5 roku. Od 15 roku życia interesuję się jednak kuchniami świata. Więc nie, nie było trudno. Schabowe jadło się raczej u rodziców, u nas boczniaki w panierce.
Absolutnie nie. Jestem mile zaskoczona. Z pewnością wiele z tych młodych osób jest daleko od domu i tęskni za jedzonkiem podanym przez mamę czy babcię. Żyją w pędzie na sklepowych gotowiznach. Mają za mało czasu dla siebie. Ja do niedawna gotowałam wegańskie i wegetariańskie obiady dla koleżanek z pracy córki. Bardzo często prosiły o podwójne porcje, bo brały do domu dla partnera. Dla dzieci... Wieczny pęd.
Ojej. Chyba nie mam takiego. Furorę robi moje wegańskie thai curry, ale nie robię go wnusi, bo jest za malutka na grzyby.
Kolekcjonuję książki kucharskie, ale też sporo kombinuję. Wielką inspiracją jest dla mnie moja starsza córka, która pasję do gotowania odziedziczyła po mnie. Z tym że ona podchodzi do tego bardziej naukowo, z punktu widzenia dietetyki. Wiadomo, wychowanie maluszka na diecie wegańskiej jest wielką odpowiedzialnością. Bardzo dużo nauczyłam się z książki "Jadłonomia" Marty Dymek, przede wszystkim tego jak łączyć przyprawy. Oprócz tego z mężem oglądamy programy kulinarne. Mąż jest Anglikiem, mięsożercą, ale przede wszystkim smakoszem. Nawet on jednak z pasją gotuje wegańskie i wegetariańskie wersje curry czy innych dań. Dzisiaj na przykład na obiad ugotował dla mnie curry z kalafiorem, a dla siebie z "biednym" kurczakiem.
Tak sugerują również moje córki i znajomi. Chyba powstanie, ale to poważne zobowiązanie, a ja jestem raczej roztrzepana. Musiałabym usiąść, pogooglować i ogarnąć "z czym to się je".
To był jeden wpis. Tak myślę o tym, ale ciągle jestem w biegu i mam tyle hobby, że nie wiem, czy udałoby się znaleźć na to czas.
***
Czytaj również: