Ponieważ życie dało mi możliwość gotowania dla wspaniałych ludzi. Dla tych, których kocham, z którymi uwielbiam spędzać swój wolny czas i dla tych, którzy będąc przy mnie nigdy mnie nie zawiedli. To jeden ze sposobów, by pokazać im jak ważni są w moim życiu. Ponadto cieszy mnie fakt, że moje gotowanie zaraża innych. Wiele osób pisze mi, że dzięki mojemu blogowi zmieniło się ich podejście do gotowania i nie traktuje go już jako przykrego obowiązku. Ale w samym gotowaniu jest i przyjemność dla mnie. Kuchnia to miejsce w którym się wyciszam i mam czas na bycie sam na sam ze sobą i swoimi myślami. W pośpiechu dnia codziennego, natłoku pracy i goniących terminów, gotowanie jest dla mnie jednym ze sposobów na relaks i nabranie dystansu do codzienności.
Był to chyba proces bardzo płynny i naturalny, ponieważ nie pamiętam żadnego konkretnego wydarzenia które zmieniłoby moje nastawienie do gotowania. A może po prostu gotowanie od zawsze było moją pasją?
Przede wszystkim daje ogromną radość. Radość z wprowadzania w kuchenne tajniki ludzi, którzy do tej pory omijali kuchnię szerokim łukiem. Kiedy dostaję wiadomości z podziękowaniami za inspirację i za sprawdzone przepisy utwierdzam się w przekonaniu, że to co robię ma sens i że nadal powinnam to robić. Odkąd zaczęłam dostrzegać wzmożony ruch na blogu, to czytelnicy stali się dla mnie najważniejsi i to im poświęciłam swój blog. Ale blog daje też mnóstwo ciekawych propozycji i ogromną szansę na rozwój. Pojawiają się propozycje współpracy, mój blog śledzą znane firmy i okazują swoje zainteresowanie stroną. Jest to niezmiernie ciekawe doświadczenie i wielka satysfakcja, że są ludzie którzy dostrzegają moje zaangażowanie.
Zaskakująco wiele. Kiedy prawie trzy lata temu zakładałam bloga, miał być moim osobistym, wirtualnym zeszytem z przepisami, które zwyczajnie z czasem ulatują z pamięci. Dziś, kiedy miesięcznie notuję ponad 200 tysięcy wejść na stronę, naturalnym stało się, że czytelnicy zwracają się do mnie ze swoimi kulinarnymi pytaniami i proszą o porady. Proszą też o opracowanie menu na konkretne okazje i określoną liczbę osób. Każdego dnia odpowiadam na co najmniej kilka wiadomości, a w okresach przedświątecznych liczba ta znacznie wzrasta. Przyzwyczaiłam się już to faktu, że wieczorem zasiadam przed komputerem i odpowiadam na maile. Czasem zajmuje mi to kilka minut, czasem kilka godzin. Ale nie zamierzam narzekać. Kontakt z moimi czytelnikami daje mi siłę i energię do dalszych działań.
Myślę, że wciąż się uczę. Każdego dnia szukam informacji o nowych smakach, nowych składnikach i kombinacjach. A ponieważ wyznaję zasadę, że człowiek uczy się całe życie, więc cały czas staram się pogłębiać swoją wiedzę.
Pierwszego już nie pamiętam, ale z pewnością był związany z kuchnią rodzinnego domu. Aktualnie co chwilę popadam w jakiś zachwyt, a szczególne miejsce w moim rankingu zajmują serniki. Na blogu znajdziecie przepisy na prawie trzydzieści różnych serników i każdy z nich jest dla mnie na swój sposób niepowtarzalny.
Im dłużej samemu przebywasz w kuchni i im więcej wkładasz serca w przygotowanie potraw, tym bardziej sceptycznie podchodzisz do kreowanych przez media autorytetów. Od podstaw uczyłam się na własnych błędach i nie raz zawiódł przepis tak zwanego - specjalisty. Dziś wolę skorzystać z przepisu poleconego przez kogoś z rodziny, znajomą czy przez moich czytelników, którzy od czasu do czasu podsyłają mi swoje ulubione przepisy. Te, nigdy mnie nie zawiodły. Moje autorytety skierowane są w sferę intelektualną i moralną. Od autorytetów kuchennych raczej się odcinam.
Do dziś pamiętam wiele smaków dzieciństwa. Wtedy cieszyły połączenia najprostsze, a kuchni mojej ukochanej babci po prostu nie da się zapomnieć. Niestety wiele z tych smaków jest już nie do odtworzenia. Te wspomnienia zawsze zostaną w mojej pamięci, ale obecnie staram się bardziej świadomie wybierać to, co jem. W moim życiu tak mało jest czasu na niespieszne posiłki, że kiedy już nadarza mi się taka okazja, staram się by to co jem nie tylko pięknie wyglądało, ale i miało za każdym razem niepowtarzalny smak. Posiłek powinien być przyjemnością. I mam nadzieję, że udaje mi się to przekazać osobom, które mnie odwiedzają. A gdybym miała wskazać trzy ulubione połączenia, to z pewnością byłyby to: czekolada i malina, kawa i cynamon oraz gruszka i imbir.
Składniki: 350 g wysokiej jakości czekolady (co najmniej 70% kakao)
150g miękkiego masła
180 g cukru
6 dużych jajek (osobno żółtka i białka)
1 łyżka esencji waniliowej
nasiona z jednej, dużej laski wanilii
szczypta soli
Beza: 4 białka
100 g gorzkiej czekolady
100 g cukru pudru
1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej
Czekoladę topimy w kąpieli wodnej i odstawiamy do wystygnięcia. W międzyczasie spód tortownicy o średnicy 24 cm wykładamy papierem do pieczenia, a piekarnik nagrzewamy do 175 stopni. Białka ubijamy z solą na pianę. Masło miksujemy z cukrem, wanilią i żółtkami, a następnie stopniowo dodajemy przestudzoną czekoladę. Kiedy składniki się połączą dodajemy 1/3 piany i miksujemy, aby masa się odrobinę rozluźniła. Następnie odstawiamy mikser i dodajemy resztę piany delikatnie mieszając dużą łyżką do chwili uzyskania jednolitej masy. Ciasto przelewamy do tortownicy i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy 30 minut. W tym czasie ubijamy białka przeznaczone na bezę, a kiedy będą już sztywne dodajemy cukier i jeszcze chwilę miksujemy. Czekoladę kroimy (kostkę dzielimy na 4 mniejsze kwadraciki) i łączymy z mąką. Dodajemy do białek i delikatnie mieszamy łyżką. Po 30 minutach pieczenia, ciasto delikatnie wysuwamy z piekarnika (ale nie wyjmujemy go na zewnątrz) i szybciutko na wierzchu umieszczamy pianę z czekoladą i pieczemy kolejne 20 minut. Ciasto studzimy w tortownicy. Kiedy jest już zimne (po kilku godzinach) możemy je odrobinę posypać kakao. Ciasta nie należy trzymać w lodówce. Trzymane w temperaturze pokojowej zachowuje idealną konsystencję, a włożone do lodówki stwardnieje i nie będzie smaczne.
Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj tu: gotowaniecieszy.blox.pl
Znasz ciekawy blog kulinarny lub sam(a) taki prowadzisz? Pisz na adres ugotuj.to@gazeta.pl