Blog tygodnia: Gotuję, bo lubię

Wolę skorzystać z przepisu poleconego przez kogoś z rodziny, znajomą czy przez moich czytelników, którzy od czasu do czasu podsyłają mi swoje ulubione przepisy. Te, nigdy mnie nie zawiodły.

Dlaczego gotowanie cieszy?

Ponieważ życie dało mi możliwość gotowania dla wspaniałych ludzi. Dla tych, których kocham, z którymi uwielbiam spędzać swój wolny czas i dla tych, którzy będąc przy mnie nigdy mnie nie zawiedli. To jeden ze sposobów, by pokazać im jak ważni są w moim życiu. Ponadto cieszy mnie fakt, że moje gotowanie zaraża innych. Wiele osób pisze mi, że dzięki mojemu blogowi zmieniło się ich podejście do gotowania i nie traktuje go już jako przykrego obowiązku. Ale w samym gotowaniu jest i przyjemność dla mnie. Kuchnia to miejsce w którym się wyciszam i mam czas na bycie sam na sam ze sobą i swoimi myślami. W pośpiechu dnia codziennego, natłoku pracy i goniących terminów, gotowanie jest dla mnie jednym ze sposobów na relaks i nabranie dystansu do codzienności.

Pamiętasz kiedy poczułaś, że gotowanie zamienia się w pasję?

Był to chyba proces bardzo płynny i naturalny, ponieważ nie pamiętam żadnego konkretnego wydarzenia które zmieniłoby moje nastawienie do gotowania. A może po prostu gotowanie od zawsze było moją pasją?

Co daje Ci prowadzenie własnego bloga?

Przede wszystkim daje ogromną radość. Radość z wprowadzania w kuchenne tajniki ludzi, którzy do tej pory omijali kuchnię szerokim łukiem. Kiedy dostaję wiadomości z podziękowaniami za inspirację i za sprawdzone przepisy utwierdzam się w przekonaniu, że to co robię ma sens i że nadal powinnam to robić. Odkąd zaczęłam dostrzegać wzmożony ruch na blogu, to czytelnicy stali się dla mnie najważniejsi i to im poświęciłam swój blog. Ale blog daje też mnóstwo ciekawych propozycji i ogromną szansę na rozwój. Pojawiają się propozycje współpracy, mój blog śledzą znane firmy i okazują swoje zainteresowanie stroną. Jest to niezmiernie ciekawe doświadczenie i wielka satysfakcja, że są ludzie którzy dostrzegają moje zaangażowanie.

Dużo osób prosi Cię o kulinarne porady?

Zaskakująco wiele. Kiedy prawie trzy lata temu zakładałam bloga, miał być moim osobistym, wirtualnym zeszytem z przepisami, które zwyczajnie z czasem ulatują z pamięci. Dziś, kiedy miesięcznie notuję ponad 200 tysięcy wejść na stronę, naturalnym stało się, że czytelnicy zwracają się do mnie ze swoimi kulinarnymi pytaniami i proszą o porady. Proszą też o opracowanie menu na konkretne okazje i określoną liczbę osób. Każdego dnia odpowiadam na co najmniej kilka wiadomości, a w okresach przedświątecznych liczba ta znacznie wzrasta. Przyzwyczaiłam się już to faktu, że wieczorem zasiadam przed komputerem i odpowiadam na maile. Czasem zajmuje mi to kilka minut, czasem kilka godzin. Ale nie zamierzam narzekać. Kontakt z moimi czytelnikami daje mi siłę i energię do dalszych działań.

Kiedy nauczyłaś się gotować?

Myślę, że wciąż się uczę. Każdego dnia szukam informacji o nowych smakach, nowych składnikach i kombinacjach. A ponieważ wyznaję zasadę, że człowiek uczy się całe życie, więc cały czas staram się pogłębiać swoją wiedzę.

Pamiętasz swój pierwszy kulinarny zachwyt?

Pierwszego już nie pamiętam, ale z pewnością był związany z kuchnią rodzinnego domu. Aktualnie co chwilę popadam w jakiś zachwyt, a szczególne miejsce w moim rankingu zajmują serniki. Na blogu znajdziecie przepisy na prawie trzydzieści różnych serników i każdy z nich jest dla mnie na swój sposób niepowtarzalny.

Masz swoje kuchenne autorytety?

Im dłużej samemu przebywasz w kuchni i im więcej wkładasz serca w przygotowanie potraw, tym bardziej sceptycznie podchodzisz do kreowanych przez media autorytetów. Od podstaw uczyłam się na własnych błędach i nie raz zawiódł przepis tak zwanego - specjalisty. Dziś wolę skorzystać z przepisu poleconego przez kogoś z rodziny, znajomą czy przez moich czytelników, którzy od czasu do czasu podsyłają mi swoje ulubione przepisy. Te, nigdy mnie nie zawiodły. Moje autorytety skierowane są w sferę intelektualną i moralną. Od autorytetów kuchennych raczej się odcinam.

Idealne połączenia smaków?

Do dziś pamiętam wiele smaków dzieciństwa. Wtedy cieszyły połączenia najprostsze, a kuchni mojej ukochanej babci po prostu nie da się zapomnieć. Niestety wiele z tych smaków jest już nie do odtworzenia. Te wspomnienia zawsze zostaną w mojej pamięci, ale obecnie staram się bardziej świadomie wybierać to, co jem. W moim życiu tak mało jest czasu na niespieszne posiłki, że kiedy już nadarza mi się taka okazja, staram się by to co jem nie tylko pięknie wyglądało, ale i miało za każdym razem niepowtarzalny smak. Posiłek powinien być przyjemnością. I mam nadzieję, że udaje mi się to przekazać osobom, które mnie odwiedzają. A gdybym miała wskazać trzy ulubione połączenia, to z pewnością byłyby to: czekolada i malina, kawa i cynamon oraz gruszka i imbir.

Przepis Kasi: Bezmączne ciasto czekoladowe

Składniki: 350 g wysokiej jakości czekolady (co najmniej 70% kakao)

150g miękkiego masła

180 g cukru

6 dużych jajek (osobno żółtka i białka)

1 łyżka esencji waniliowej

nasiona z jednej, dużej laski wanilii

szczypta soli

Beza: 4 białka

100 g gorzkiej czekolady

100 g cukru pudru

1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej

Czekoladę topimy w kąpieli wodnej i odstawiamy do wystygnięcia. W międzyczasie spód tortownicy o średnicy 24 cm wykładamy papierem do pieczenia, a piekarnik nagrzewamy do 175 stopni. Białka ubijamy z solą na pianę. Masło miksujemy z cukrem, wanilią i żółtkami, a następnie stopniowo dodajemy przestudzoną czekoladę. Kiedy składniki się połączą dodajemy 1/3 piany i miksujemy, aby masa się odrobinę rozluźniła. Następnie odstawiamy mikser i dodajemy resztę piany delikatnie mieszając dużą łyżką do chwili uzyskania jednolitej masy. Ciasto przelewamy do tortownicy i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy 30 minut. W tym czasie ubijamy białka przeznaczone na bezę, a kiedy będą już sztywne dodajemy cukier i jeszcze chwilę miksujemy. Czekoladę kroimy (kostkę dzielimy na 4 mniejsze kwadraciki) i łączymy z mąką. Dodajemy do białek i delikatnie mieszamy łyżką. Po 30 minutach pieczenia, ciasto delikatnie wysuwamy z piekarnika (ale nie wyjmujemy go na zewnątrz) i szybciutko na wierzchu umieszczamy pianę z czekoladą i pieczemy kolejne 20 minut. Ciasto studzimy w tortownicy. Kiedy jest już zimne (po kilku godzinach) możemy je odrobinę posypać kakao. Ciasta nie należy trzymać w lodówce. Trzymane w temperaturze pokojowej zachowuje idealną konsystencję, a włożone do lodówki stwardnieje i nie będzie smaczne.

Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj tu: gotowaniecieszy.blox.pl

Znasz ciekawy blog kulinarny lub sam(a) taki prowadzisz? Pisz na adres ugotuj.to@gazeta.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.