Każdy blog ma swój indywidualny charakter i myślę, że właśnie to stanowi o unikalności bloga. Trudno jest mi oceniać własnego bloga, gdyż byłaby to tylko wyrwana z kontekstu, subiektywna opinia, z którą nie każdy mógłby się zgodzić. Uważam, że nie można ująć jednym słowem tego, co wyróżnia mój czy też inny blog kulinarny. Jego klimat można polubić lub nie. W tej kwestii najlepiej wypowiedziałyby się osoby odwiedzające "Od kuchni" i to im pozostawiam odpowiedź na to pytanie. Na pewno będą to często diametralnie różne opinie, gdyż blog znacznie ewaluował od chwili założenia. Ze statystyk bloga mogę wysuwać wnioski, że kluczowym celem wizyt większości odwiedzających jest przepis na "niewłoską lazanię", który dostałam dawno temu od koleżanki z liceum. Do pierwszej trójki zalicza się także przepis na domowy zakwas do pieczenia chleba oraz przepis na faszerowanego kurczaka wraz z instrukcją luzowania korpusu. Być może to właśnie te przepisy, nadzwyczajnie zwyczajne, stanowią najbardziej obiektywną odpowiedź na to pytanie.
Ze względów praktycznych. Zrobiłam to gdy, mój segregator z przepisami odmówił współpracy. Od nadmiaru kartek pękło w nim zapięcie i to był moment decydujący. Założyłam blog przede wszystkim dla siebie. Po to żeby nie wertować, nie przeszukiwać i po to, by nie gubić kartek z przepisami. Nie miałam czasu na spisy treści, układanie w kategorie czy tym podobne zabiegi. Stawiałam wówczas swoje pierwsze kroki w gotowaniu, wkładałam kolejne przepisy nie myśląc o ich segregowaniu.
Nie lubię też drukowania i marnowania papieru na coś, co być może wypróbuję raz w życiu, a później o tym zapomnę. Poza tym jestem informatyczką, a co za tym idzie lubię wersje elektroniczne. Ktoś może powiedzieć no tak, ale wersje papierowe mają swój urok i z tym niestety się zgadzam, ponieważ lubię ładnie wydane książki kucharskie pełne pięknych, niemal pachnących zdjęć. Górę wzięła jednak praktyczność. Wersję elektroniczną o wiele łatwiej i wygodniej jest organizować i przeszukiwać, a ponadto blog na dobrym serwerze nigdy nie wyblaknie :)
To dobre pytanie i dobry powód żeby powspominać. Niestety niezbyt dokładnie pamiętam potrawę, ale pamiętam dzień. Było to ponad dziesięć lat temu, kiedy razem z obecnym mężem zaczęliśmy wspólnie gotować obiady. Może wydawać się to trochę dziwne, bo co niby mogło skłonić nastolatków do wspólnego pichcenia, kiedy wokół jest tyle bardziej interesujących rzeczy do robienia? W naszym przypadku odpowiedzią była rutyna rodziców. Chcieliśmy smacznie jadać, a w naszych domach wiało kulinarną nudą. U mojego męża były to prawie zawsze frytki, kotlety albo mielone koniecznie z dodatkiem ketchupu. U mnie - tradycyjne babcie, aczkolwiek pyszne, obiady, które do dziś bardzo mile wspominam. Pasja gotowania połączyła nas na dobre. Wszystko zaczęło się od wspólnej rozmowy, zakupów i wybrania przepisu. Dobrym źródłem inspiracji okazał się Internet, który wówczas nie był jeszcze tak przepełniony przepisami jak teraz. Naszą kulinarną przygodę zaczęliśmy od kuchni dalekowschodniej. Trwa ona po dziś dzień. Nadal gotujemy razem, tylko teraz jako małżeństwo, a tamte czasy wspominamy z ogromnym sentymentem.
Myślę, że tak. Już jakiś czas temu modę na gotowanie zaczęła intensywnie promować telewizja. W ramówce stopniowo pojawiały się przeróżne osoby prezentujące swoje podejście do gotowania. Nie będę tu wymieniała nazwisk, bo nie chodzi tu o ich promocję, ale obecnie chyba każdy z nas jest w stanie wymienić jakieś nazwisko znane z telewizji związane z gotowaniem. Świadczy to o popularności, jaką zdobyła sztuka kulinarna w ostatnich latach. Na pewno miało to wpływ na dalszy rozwój sytuacji, ci ludzie, ich przepisy były inspiracją dla niejednej kobiety, która później założyła swój własny blog kulinarny.
Gotowanie sprawia mi przyjemność, relaksuje i obok jedzenia umożliwia mi miłe spędzanie czasu z bliskimi. Poza tym bardzo ważna jest dla mnie kwestia odżywiania naszej małej pociechy i przywiązuje do niej ogromną wagę. Przy okazji nie pominę faktu, iż uwielbiam wypełnione zapachem pieczonego chleba mieszkanie.
Na początek muszę zaznaczyć, że nie udziwniam na siłę receptur tylko po to, by stały się moje, bo nie o to przecież chodzi. Zawsze zamieszczam swoje uwagi pod przepisem, jeśli mam do niego jakieś zastrzeżenia. Większość z nich zaadoptowałam z sieci. Na samym początku wszystkie dania, które lądowały na moim talerzy pochodziły z pewnego znanego polskiego portalu kulinarnego, ale jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z czasem zaczęłam szukać na stronach serwisów i for poświęconych jedzeniu z całego świata. Niektóre przepisy, szczególnie te ostatnie zaczerpnięte są z mojej ciągle powiększającej się biblioteczki książek anglojęzycznych poświęconych tematyce pieczenia chleba. Wśród nich pojawiają się wybitne nazwiska takie jak Richard Bertinet czy Peter Reinhart.
Uwielbiam smaki Azji, które ze względu na rodzinne korzenie bliższe są mojemu mężowi. Szczególnie upodobałam sobie słodko-pikantny smak sosu hoisin oraz przyprawę curry. Po prostu szaleję na ich punkcie!
Jestem samoukiem. Jedyną osobą, którą uważam za pewnego rodzaju kulinarny autorytet, była moja babcia. Zawsze przyrządzała i piekła pyszności nadając mojemu dzieciństwu niepowtarzalny smak. Była kuchenną wróżką, która z wszystkiego potrafiła wyczarować pyszne potrawy. Niestety nie dane mi było czerpać wiedzy z jej doświadczenia. Odeszła zanim zdążyłam dorosnąć do gotowania.
2-3 pojedyncze filety z kurczaka
2 łyżki orzechów włoskich
1/3 szklanki mąki tartej
3 łyżki startego parmezanu
1 jajko
mąka
sól i pieprz
listki bazylii (opcjonalnie)
Serek ziołowy:
70 g serka typu Philadelphia
1 ząbek czosnku
3 łyżeczki świeżej natki, posiekanej
3 łyżeczki świeżego szczypiorku, posiekany
szczypta pieprzu cayenne
1/4 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
szczypta soli
1. Piekarnik rozgrzać do 175 C. Każdy filet rozbić na kotlet grubości około 0,5 cm.
2. Jeśli będziemy używać bazylii (ja pominęłam ten składnik) należy sparzyć tyle listków, aby starczyło na pokrycie każdego filetu.
3. Następnie należy przygotować serek, mieszając go z podanymi przyprawami. Dodać posiekane orzechy włoskie.
4. Filet lekko posolić i popierzyć, a następnie posmarować serkiem. Ułożyć listki bazylii po czym jak najciaśniej zwinąć. W razie potrzeby spiąć wykałaczką lub dwiema.
5. Jajko roztrzepać, na osobnych talerzach przygotować mąkę oraz bułkę tartą wymieszaną z parmezanem. Panierować każdą roladkę.
6. Tak przygotowane roladki układamy w naczyniu żaroodpornym. Najlepiej takiej wielkości, żeby wszystkie roladki zmieściły się leżąc blisko jedna obok drugiej. Dzięki temu nie rozpadną się nam podczas pieczenia, jeśli wcześniej nie użyliśmy wykałaczek. Na każdej roladce kładziemy jeszcze kawałek masła, pamiętając o równym ich rozłożeniu. Po stopieniu masła panierka się nam przyrumieni.
7. Piec 40-50 minut (zależy od wielkości piersi) lub do momentu, gdy kurczak będzie miał w środku temp. 73 C, a w wierzchu będzie rumiany.
8. Po wyjęciu z piekarnika odstawić jeszcze na 5 minut po czym podawać.
Dodatkowe informacje:
1. Do podanych proporcji użyłam 4 pojedyncze piersi (w sumie ok. 0,5 kg), gdyż były bardzo małe. Nie zwiększyłam z kolei proporcji serka ani pozostałych składników.
2. Jeśli ktoś nie lubi, orzechy włoskie można pominąć. Bez nich też będzie dobre.
3. Z braku świeżej bazylii posypywałam każdego fileta suszoną.
Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj na aleksandraw.blogspot.com
Cykl "Blog Tygodnia" ma prezentować niezależną kuchnię polską - blogerów i ich pomysły na gotowanie. Jeśli znasz ciekawy blog lub sam/a taki prowadzisz i chcesz zaprezentować się czytelnikom ugotuj.to pisz na adres: ugotuj.to@gazeta.pl