Julia & Julie, czyli 2 panie, 1 kuchnia i 524 przepisy

Weź jedną ikonę kulinariów, jedną sfrustrowaną sekretarkę przed 30-tką, jeden garnek i wymieszaj. Tak oto w skrócie brzmiał przepis na bloga, którego kilka lat temu założyła żyjąca w Nowym Jorku pewna dziewczyna. Jej wirtualne relacje z kuchennych poczynań śledziły tysiące internautów. Nic więc dziwnego, że spisywane na blogu przygody trafiły do książki, a w końcu na wielki ekran

Julie&Julia - zwiastun

Wspomniana blogerka, nieznana nikomu Julie Powell i wielka (dosłownie i w przenośni) Julia Child nigdy się nie spotkały twarzą w twarz. To nie przeszkodziło jednak, żeby połączyć ich losy w niezwykłym filmie o gotowaniu, wyzwaniach i marzeniach. Ale zaraz, Child? Jaka znowu Julia Child? Czemu nie Martha Stewart? Bo Child to prawdziwa ikona kulinariów, która w latach 60. ubiegłego wieku uczyła Amerykanów, jak przyrządzać coq au vin czy suflety z czekoladą. A Julie Powell to już trochę inna bajka.

Julia

16 października 1961 r. na półki amerykańskich księgarń trafia książka, która stanie się jednym z kulinarnych klasyków - Mastering the Art of French Cooking autorstwa Simone Beck, Louisette Bertholle i Julii Child. Ostatniej z wymienionych pań Amerykanie powinni dziękować za to, że w warzywniakach mogą dostać szalotki i selera naciowego. To właśnie Child, nim pojawiły się wszystkie Marthy Stewart i Nigelle Lawson, uczyła mieszkańców USA, jak gotować, jeść i cieszyć się jedzeniem.

Na początku nic na to nie wskazywało. Urodzona w tradycyjnej, mieszczańskiej rodzinie Julia wychowywała się na nudnej kuchni serwowanej przez gosposię z Nowej Anglii. Po ukończeniu wydziału sztuki Smith College chciała zostać pisarką, ale zamiast tego trafiła do agencji reklamowej. Gdy Ameryka przystąpiła do wojny, wyjechała do Waszyngtonu i rozpoczęła pracę w Biurze Planowania Strategicznego. Podczas jednej ze służbowych podróży, na Cejlonie, Julia poznała przyszłego męża, Paula.

On, malarz i poeta, był o dziesięć lat starszy, miał czarny pas w judo, mówił biegle po francusku i zjeździł pół świata. W lecie 1946 r., w towarzystwie kilku butelek whiskey i butelki ginu, para zwiedziła całą wyspę. Dwa lata później pracujący dla Amerykańskiego Departamentu Stanu Paul otrzymał przeniesienie do Francji. W drodze do nowego domu w Paryżu państwo Child wstąpili do jednej z najstarszych restauracji w kraju - La Couronne. I tu przed Julią otworzył się nieznany świat. Przyszła autorka jednej z najpoczytniejszych książek o gotowaniu często wspomina swój pierwszy francuski posiłek: ostrygi, solę meuniere (ze zrumienionym masłem) i dobre wino. - Co to są szalotki? - zapytała wtedy. I nie było w tym krztyny kokieterii, bo Julia naprawdę nie wiedziała niemal nic o gotowaniu. Szybko jednak postanowiła to zmienić, i to idąc na całość - zapisując się do legendarnej szkoły gotowania Le Cordon Bleu. Pojawienie się trzydziestokilkuletniej, wysokiej (miała 188 cm wzrostu, w college'u grała w koszykówkę), pełnej energii Amerykanki o przeraźliwie wysokim głosiku wywołało nie lada poruszenie. Szybko jednak Julia zaczęła zwracać na siebie uwagę głodem wiedzy, pracowitością i wnikliwością. W przerwach między zajęciami uczyła się francuskiego i zwiedzała paryskie bazarki, wypytując sprzedawców ryb, piekarzy i rzeźników o ich sekrety.

W Paryżu Julia spotkała Simone Beck i Louisette Bertholle, które zamierzały napisać książkę kucharską przeznaczoną na amerykański rynek. Julia spadła im jak z nieba. Praca nad książką zabrała paniom niemal 8 lat, a gdy wreszcie udało się ukończyć pierwszy manuskrypt, musiały go dwa razy zmieniać na prośbę wydawców. Ostatecznie pierwszy, liczący przeszło 700 stron tom Mastering the Art of French Cooking trafił do księgarń. Książka uczyła zupełnie innego gotowania niż to, jakie praktykowała większość Amerykanów w latach 60. Była o duszeniu, podsmażaniu, flambirowaniu. O bouquet garni, auszpiku i szpiku kostnym na grzankach. Mimo swej odmienności, rzetelnie napisany podręcznik, opisujący krok po kroku, jak przyrządzać skomplikowane dania, stał się bestsellerem. Gdy Julia została zaproszona jako gość do programu telewizyjnego, by opowiedzieć o swojej książce, pojawiła się w studiu z miską, trzepaczką, jajkami i przenośną kuchenką. I przygotowała na wizji omlet. Po jej show do siedziby bostońskiej telewizji przyszło 27 listów od widzów, proszących "o więcej takich programów". I tak Julia wkroczyła na ekrany z programem The French Chef. Proponowana przez nią wizja kuchni idealnie wpisała się w tamtejsze czasy - Amerykanie coraz więcej podróżowali, a panie domu chciały być jak Jackie Kennedy - wyrafinowane i europejskie. A co może być bardziej europejskiego niż boeuf bourguignon (przygotowany w pierwszym odcinku programu)? Z werwą, uśmiechem oraz licznymi yum! i whoopie! Julia pokazywała, czym wyróżnia się kurczak przeznaczony do pieczenia i jak przyrządzić bouillabaisse. Bez sztucznej egzaltacji i niepotrzebnego udziwniania. Nigdy nie uległa modom na diety - w jej daniach zawsze pojawiała się śmietana i masło ("Jeżeli boicie się użyć masła, użyjcie śmietany"). Na jej programach wychowały się pokolenia smakoszy i kilka kulinarnych gwiazd, na przykład Alice Waters czy Emeril Lagasse. Julia Child zmarła dwa dni przed swoimi 92 urodzinami, w 2004 r. W jej domu trwały akurat przygotowania do przyjęcia. Mimo że odeszła, goście stawili się w komplecie.

Julie

Sierpień 2002 r., Queens, Nowy Jork. Niejaka Julie Powell przechodzi właśnie kryzys głęboki jak krater w opadniętym suflecie. Zero perspektyw w nudnej pracy, 30-te urodziny za pasem, a do tego jakieś niesnaski z mężem. Nic, tylko kupić paczkę lodów Ben & Jerry's i chusteczki higieniczne. Zamiast tego (a przynajmniej prócz tego) Julie postanowiła znaleźć cel i udowodnić sobie własne możliwości. I tak wykluł się Julie/Julia Project. Ów cel: w ciągu 365 dni wypróbować wszystkie 524 przepisy z kultowej książki Julii Child Mastering the Art of French Cooking. Dlaczego właśnie Child? Bo jak stwierdziła sama Julie: "Na Julii wszystko się opiera. Julia Child chce, byś (...) pamiętał, że jesteś człowiekiem i jako takiemu należy ci się najbardziej podstawowe z ludzkich praw - prawo do cieszenia się życiem! I to, moi przyjaciele, bije na głowę wszystkie te pieprzone pomidory i umbryjską oliwę z oliwek". Za radą męża Erica, Julie postanowiła dokumentować te swoje przygody na blogu. Jej kolejne dni zaczęły wyglądać podobnie: praca do wieczora, zakupy w drodze z Manhattanu na Queens, dwie godziny gotowania, kolacja po 22.00, spanie, pobudka Blog zyskiwał coraz więcej czytelników, zaintrygowanych poczynaniami rozdygotanej 30-latki piszącej o stertach brudnych naczyń i olbrzymich ilościach masła dodawanych niemal do każdej potrawy. A wszystko solidnie doprawione krwistym słownictwem. Bo czasem zdarzały się załamania i zawody smakowo-wizualne.

25 sierpnia 2003 r. na stole Julie i Erica pojawiła się ostatnia projektowa kolacja: cynaderki cielęce, zielona fasola, duszone ziemniaczki z majonezem, a na deser czekoladowo-migdałowe ciasto królowej Saby (podejście drugie). Udało się całkiem dobrze. Nawet majonez za drugim razem chciał się ubić na kremową masę. Jak można zgadnąć, było kwestią czasu, aby Julie wzbudziła zainteresowanie mediów, a wreszcie wydawnictwa chętnego do wydania zbeletryzowanej wersji bloga. I stało się jak w amerykańskich filmach: dzięki podpisaniu sześciocyfrowej umowy z wydawcą, Julie mogła oddać się tylko pisaniu. W chwili, gdy do kin wchodzi ekranizacja historii dwóch Julii, Powell kończy powieść, opartą na jej doświadczeniach w fachu rzeźnika. Biorąc pod uwagę, że ma opisywać problemy z mężem, na pewno będzie to soczysta literatura.

Boeuf Bourguignon

180 g bekonu

 

1 łyżka oliwy

 

1-1,5 kg wołowiny (pokrojonej w kostkę o boku 5 cm)

 

1 marchewka (pokrojona w plasterki)

 

1 cebula (pokrojona w plasterki)

 

1 łyżeczka soli

 

1/4 łyżeczki pieprzu

 

2 łyżki mąki

 

3 szklanki czerwonego wytrawnego wina

 

2-3 szklanki bulionu wołowego

 

1 łyżka przecieru pomidorowego

 

2 zmiażdżone ząbki czosnku

 

1/2 łyżeczki tymianku

 

1 pokruszony liść laurowy

 

18-24 małe cebulki (uduszone w bulionie)

 

450 g pieczarek (pokrojonych w ćwiartki i podsmażonych na maśle)

 

natka pietruszki

Bekon kroimy na duże kawałki, zostawiamy skórkę i wszystko blanszujemy 10 min. Osuszamy. Piekarnik rozgrzewamy do 230°C. Bekon podsmażamy w brytfannie na oliwie przez 2-3 min. Wyjmujemy łyżką cedzakową. Mięso osuszamy. Podsmażamy je w brytfannie. Odkładamy. Na tym samym tłuszczu smażymy warzywa. Wrzucamy bekon i wołowinę, doprawiamy solą i pieprzem. Posypujemy mąką i mieszamy, żeby pokryła mięso. Zostawiamy odkrytą brytfannę w otwartym piekarniku (na środkowej półce) na 4 min. Wyjmujemy z piekarnika i zmniejszamy temp. do 160°C. Wlewamy wino i bulion, tak aby prawie pokryły mięso. Dodajemy przecier, czosnek, zioła i skórkę z bekonu. Zagotowujemy i przykrywamy. Wstawiamy naczynie do piekarnika (na niższą półkę) na 2,5-3 godz. Mięso jest gotowe, kiedy rozpada się po wbiciu widelca. Upieczone mięso przecedzamy. Znowu wrzucamy do brytfanny mięso, dodajemy bekon, uduszone cebulki i podsmażone grzyby. Z wierzchu przecedzonego sosu zdejmujemy nadmiar tłuszczu i gotujemy w rondlu przez 1-2 min, aby uzyskać 2,5 szklanki gęstego sosu. Doprawiamy i zalewamy mięso i warzywa. Posypujemy natką.

Tekst: Małgorzata Minta, Zdjęcia: AP, UIP, Shutterstock

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.