Równonoc - czas magii, miłości i płodności...

Oto smakołyki dla hożych dziewic i kawalerów do wzięcia. Oraz dla wszystkich, którzy pragną tak się poczuć w tę niezwykłą noc. W Noc Kupały.

To prasłowiańskie święto wolnej miłości. Niektórzy chcą je grzeczniej nazywać świętem urodzaju, płodności, ognia i wody, radosnym powitaniem nadchodzącego lata. Ale czy musimy ich słuchać?

W jedności siła

Noc Kupały przypada na czas letniego przesilenia, z 21 na 22 czerwca, gdy dzień zrównuje się z nocą. Noc jest wtedy najkrótsza w roku. Kończy się wiosna. Przyroda już na dobre budzi się po zimie. Pachną kwiaty i zioła, ale nie nadeszła jeszcze pora dojrzewania i zbiorów. Lato jest dopiero za progiem. Wierzono, że ta noc to moment zjednoczenia wszelkich przeciwieństw. Po pierwsze: ognia i wody, dwóch najsilniejszych żywiołów, które niosą w sobie zarówno zagrożenie, jak i oczyszczenie. Także Słońca i Księżyca, czyli światła i ciemności. Ład łączył się z chaosem. Magia wkraczała w zwyczajność. Budziły się pierwotne siły.

Jednoczyli się więc i ludzie, paląc ogniska, śpiewając, tańcząc, zażywając pierwszych kąpieli w rzekach i jeziorach. Noc Kupały była świętem wspólnoty. I tylko w tę jedyną noc, surowe u Słowian normy społeczne odchodziły w zapomnienie. Połączyć się mogły bezkarnie, pod osłoną ciemności, także dwa inne, silne żywioły: kobieta i mężczyzna. Źródła mówią, że panny tańczyły boso wokół ognisk, zaś kawalerowie ukradkiem wynurzali się z mroku i porywali je ze sobą. Potem najpewniej dochodziło do czynów nieobyczajnych. Dla ludzi żyjących w cyklu powtarzających się pór roku i czynności Kupalnocka była chwilą zatrzymania. Znikały nawet bariery moralne. Wigilia Świętego Jana (przypada ona na noc z 23 na 24 czerwca) jest prawdopodobnie nowszą, chrześcijańską wersją Nocy Kupały. Prastary obyczaj magii i radosnego szaleństwa był tak silny, że nowo ochrzczeni poganie nie chcieli z niego zrezygnować. Jednak zupełnie nie licował z zasadami głoszonymi przez Kościół. Dlatego przywołano postać Jana Chrzciciela związanego z wodą, chrztem i przemianą. Nowy patron miał nawoływać do opamiętania się.

On czy ona?

Nazwę święta wywodzi się czasem od ukraińskiego słowa "kupać", czyli kąpać. Innym razem udowadnia się, że chodziło raczej o "kup", starożytne słowo oznaczające "żarzyć, jarzyć się", kojarzące się z ogniem. Według innych teorii to Kupidyn, rzymski bożek miłości, zostawił po sobie ślad. Niektórzy uczeni uważają, że Słowianie znali i czcili bóstwo zwane Kupałą. Nie ma zgodności, co do jego płci. Może Kupała był bogiem Słońca? Może Kupała była boginią miłości, płodności i urodzaju? Może bóstwo łączyło w sobie oba pierwiastki? Bez względu na nazwę, obyczaj sięga najgłębszych korzeni naszej słowiańskiej kultury. Zbliżmy się do praprzodków w radości wspólnego ucztowania, tańców, zabaw i łamania barier.

Zioła, bratki, kwiatki paproci

Rytuały Kupalnocki łączyły się z określonymi symbolami, związanymi oczywiście z naturą. Zioła, głównie: ruta, cząber, szałwia, pokrzywa, łopian, palone były w ogniu (cóż za odurzający zapach!). Dziewczyny plotły z nich wianki i puszczały na wodę, chcąc wywróżyć sobie przyszłego narzeczonego. Symboliczny charakter miał również kwiat bratka: jednocześnie czerwono-żółty i niebiesko-fioletowy, był więc androgyniczny, półmęski-półżeński. Bukiet bratków można zebrać bez trudu, ale kto znajdzie kwiat paproci? To właśnie tej nocy trzeba było wybrać się na jego poszukiwanie. Kwiat miał dać swemu znalazcy wieczną młodość, siłę i bogactwo. Trzeba było jednak iść po niego samotnie i z nikim tym skarbem się nie dzielić. W Noc Kupały czczono także burzę i pioruny. Piorun uderzający w ziemię to znak męskiej siły i kobiecej uległości. Pewnie trafia celniej niż cienka strzała Amora.

Smacznego

W to niezwykłe święto na pewno także ucztowano. Kuchnia Słowian była prosta, ale urozmaicona. Jedzono mięso i ryby. Chętnie używano ziół, miodu, olejów (na przykład makowego) i octu. Za chleb służyły podpłomyki. Za napój - lekkie piwo z jęczmienia i pszenicy z dodatkiem chmielu. Czosnek i szałwię uznawano za afrodyzjaki. By należycie uczcić Noc Kupały, dobrze jest spróbować prostych potraw, szukając inspiracji w kuchni wiejskiej, preferującej świeże sezonowe produkty. Jeśli uczta ma być także miłosna, warto położyć nacisk na: jedzenie palcami, odrywanie kęsów, maczanie w sosie, oblizywanie, podawanie sobie kęsów do ust. Niech ogień zatańczy na ruszcie. Niech staną dzbany z wodą źródlaną z listkiem mięty lub melisy. Piwa i miody pitne mile widziane. A jutro zacznie się lato.

Przepisy

Polewka czosnkowa "Uderzenie miłosnego pioruna"

6 główek pieczonego w łupinach czosnku

1-2 szklanki wody źródlanej (lub bulionu warzywnego)

1 gałązka świeżego rozmarynu

po szczypcie suszonego tymianku, oregano, majeranku, pieprzu ziołowego

2 starte ząbki młodego czosnku

sól

1 łyżka mąki razowej

2 łyżki masła

Wyciskamy czosnek z łupinek i rozcieramy na jednolitą masę. Wrzucamy do garnka, dodajemy gorącą wodę. Ilość wody zależy od tego, czy chcemy mieć zupę, czy raczej dip do maczania w nim podpłomyków. Dodajemy zioła, czosnek, sól. Powoli podgrzewamy. Mąkę podprażamy na suchej patelni, wsypujemy do polewki, zagotowujemy. Dodajemy masło, doprawiamy.

Pieczona ryba "Ogień i woda zawsze razem"

1-1,5 kg ryby słodkowodnej, ze skórą (kawałki karpia, pstrąga, małe karasie)

3-4 łyżki mąki

1 łyżeczka lubczyku

1/2 łyżeczki tymianku

1/2 łyżeczki cząbru

Kawałki ryby obtaczamy w panierce z podanych składników. Odstawiamy na 2 godz. Pieczemy na ruszcie, aż będą chrupiące.

Sałatka z kaszy gryczanej i warzyw "Siła zdrowia i młodości"

20 dag kaszy gryczanej

1/2 kg młodych marchewek

1 mały seler korzeniowy

30 dag groszku cukrowego

sól

2 łyżki oleju

1/2 szklanki gęstej kwaśnej śmietany

pieprz ziołowy

garść listków melisy

Gotujemy kaszę gryczaną. Oczyszczone marchewki i selera pokrojonego w ćwierćtalarki gotujemy, aż będą miękkie, ale nie rozgotowane. Groszek obgotowujemy. Olej starannie łączymy ze śmietaną, doprawiamy pieprzem ziołowym i solą. Mieszamy kaszę z warzywami, polewamy sosem, posypujemy porwanymi listkami melisy.

Rabarbarowa konfitura "Zachcianka nieco mocniejsza"

6 łodyg rabarbaru

1/4 szklanki wody źródlanej

6 łyżek jasnego miodu

50 ml wódki

2-3 łyżki soku z cytryny

truskawki do przybrania

garść listków mięty

Rabarbar kroimy w grubą kostkę. Przekładamy do garnka, zalewamy wodą. Zagotowujemy, dodajemy miód i dusimy 10 min, mieszając. Wlewamy wódkę, sok z cytryny, mieszamy. Rozkładamy do miseczek, na wierzchu układamy połówki truskawek i listki mięty.

Ciasto z miodową polewą "Słodkie uwieńczenie"

Ciasto: 35 dag mąki pszennej, 1,5 łyżeczki sody, 20 dag zmielonego wiejskiego twarogu, 2 jajka, 10 dag cukru, 1/2 szklanki mleka, 2/3 szklanki oleju, 2 białka

Polewa: ok. 1/3 szklanki tłustego mleka, 1/2 szklanki jasnego miodu, 2 łyżki masła, 2 żółtka, kilka łyżek utłuczonych orzechów laskowych do dekoracji

Mąkę przesiewamy z sodą. Twaróg ucieramy z jajkami, cukrem i mlekiem. Do masy po trochu dosypujemy mąkę i dalej ucieramy. Delikatnie dodajemy dobrze ubite białka. Pieczemy w okrągłej formie z kominkiem przez 45 minut, w temp. 160°C. Po ostudzeniu wyjmujemy z formy. Robimy polewę. Zagotowujemy mleko, wlewamy miód. Mieszamy, gotując na małym ogniu, aż masa zacznie gęstnieć. Zdejmujemy z ognia. Dodajemy masło, następnie po jednym żółtku, bardzo starannie roztrzepując polewę. Gdy polewa przestygnie, wylewamy ją na ciasto, aby ściekała po brzegach. Posypujemy orzechami.

Piwo z ziołami "Pierwszy krok w stronę kwiatu paproci"

4 łyżki miodu gryczanego

1 szklanka wody źródlanej

1 l jasnego piwa

4 gałązki melisy

kilka listków tymianku

Miód rozpuszczamy w przegotowanej wodzie. Studzimy. Mieszamy z dobrze schłodzonym piwem. Rozlewamy do dwóch dzbanków, wkładamy gałązki melisy i listki tymianku.

Podpłomyki "najpierw twarde, potem miękkie"

4 szklanki mąki, najlepiej mieszanka pszennej i razowej

2-3 szklanki mleka lub maślanki

1 łyżeczka sody

1 łyżeczka soli

Przesianą mąkę mieszamy z mlekiem, dodajemy sodę i sól. Dokładnie wyrabiamy. Odrywamy kawałki ciasta i dłońmi formujemy placki, o średnicy ok. 15 cm. Palcem żłobimy wgłębienia na krzyż. Pieczemy na rozgrzanej blasze przez 35-40 min w temp. 180°C.

Kąski w marynacie "Zaszalejmy razem choć trochę"

30 dag wędzonego boczku w plasterkach

10 dag dobrej tradycyjnej wędliny (może być kumpiak, dojrzewające szynki, wędzonki) w plasterkach,

6 dymek

2 łyżki oleju

1 łyżka miodu

1 łyżeczka octu

sól

1/3 szklanki wody

1 szczypta suszonych jagód jałowca

2 łyżki posiekanych listków szałwii

Boczek pieczemy lub smażymy na skwarki, ale niezbyt twarde. Kroimy na prostokąty (3 cm szerokości). Plasterki wędliny przekrajamy w poprzek na połówki. Zwijamy w cienki rulonik. Dymki siekamy, podsmażamy w garnku na rozgrzanym oleju. Dodajemy miód, ocet, sól, wlewamy wodę. Zagotowujemy na małym ogniu. Do marynaty wkładamy boczek i wędliny, jałowiec oraz szałwię. Trzymamy w cieple i jemy, nabierając kawałkami podpłomyków.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.