Montalcino to połączenie słów monte - góra - i licinus - rodzaj wiecznie zielonego dębu. I taka jest cała okolica wokół tego miasteczka - górzysta i zadrzewiona.
Ulokowane na wznoszącym się na ok. 100 m wzgórzu Montalcino jest widoczne z daleka. Ale trzeba się doń wybrać specjalnie, bo choć leży zaledwie 40 km od Sieny i 100 km od Florencji, nie wiedzie tędy autostrada. Zresztą temu położeniu na uboczu zawdzięcza Montalcino swoje istnienie. Kiedy sąsiedzkie miasta toczyły ze sobą wojny, Fortezza broniąca doń dostępu stanowiła ostatnie schronienie dla okolicznych mieszkańców. Jedna z legend mówi, że podczas kolejnej wojny obrońcy Fortezzy byli już bardzo wyczerpani i bladzi, więc posmarowali twarze czerwonymi winogronami i tak pokazali się na jej szczycie, by udowodnić, że dobrze się miewają. Stąd nazwa brunello - od ich ogorzałych twarzy, a także lokalna nazwa szczepu winorośli Sangiovese, z których powstaje słynne wino Brunello.
Wybudowana w 1381 r. kamienna forteca nigdy nie została zdobyta, a jej potężne, wysokie mury wciąż pozostają nietknięte. Wzdłuż nich biegnie wąska, zabezpieczona barierkami ścieżka, a kto wespnie się po drabinie na jedną z czterech wieżyczek (odradzam cierpiącym na lęk przestrzeni!), zobaczy Sienę, a przy dobrej pogodzie także Florencję i Morze Liguryjskie. Wewnątrz rozległy kwadratowy dziedziniec - tu gromadzili się przed wiekami uciekinierzy. W części pogrubionych murów mieszkał kiedyś dowódca obrony, dziś zajmuje je kustosz. Jest tu również kawiarnia i enoteca (sklep z winem i miejsce degustacji trunków) oraz mała kaplica z XI w.
Wstęp na mury 3,5 euro, ale warto, bo widok stąd jest oszałamiający
http://www.enotecalafortezza.it
Montalcino powstało w X w., ale większość budowli pochodzi z wieku XII. Jego zewnętrzne mury (ok. 4 km) można obejść w godzinę. Do miasteczka wiedzie sześć bram. Place i wąziutkie ulice to wznoszą się, to opadają. Czasem te spadki są tak duże, że gdyby nie przymocowane do budynków poręcze, trudno byłoby się poruszać. Ale za to z każdego niemal miejsca w prześwitach ulic można podziwiać przepiękną okolicę - wzgórza i doliny porośnięte winnicami i lasami.
Montalcino ma 17 kościołów, łącznie z barokową katedrą pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny dumnie wznoszącą się w samym centrum. To najmłodsza świątynia w mieście, z końca XVI w. Była parę razy przebudowywana, stąd - mimo iż najokazalsza - nie jest największą atrakcją. Jest nią za to niewielki kamienny kościół z XIII w. pod wezwaniem św. Augustyna na Piazza di Agostino - czysty gotyk z dwiema wysokimi wieżami. Niestety, od dziesięciu lat trwa remont i zwiedzanie jest niemożliwe.
Niedrogi, a wykwintny obiad można zjeść w samym centrum Montalcino, U Roberty i Antonia. Tylko uwaga na niskie drzwi! Restauracja mieści się bowiem w XII-wiecznym kamiennym domu. Pomieszczenia są nieduże, okna malutkie, a sufit podtrzymują gigantyczne drewniane belki. Przystawka i drugie danie - ok. 15 euro. Tyle że w Montalcino nie ma obiadu bez wina, wokół którego wszystko się kręci. A dokładnie wokół Brunello di Montalcino (od zeszłego roku nazwa zastrzeżona tylko dla tego regionu Toskanii).
Blisko 70 proc. z 6 tys. mieszkańców Montalcino żyje właśnie z wina. Pracują w okolicznych winnicach i winiarniach. Na każdej uliczce co krok enoteca i co najmniej kilka sklepów z winem.
- Brunello to arcydzieło, Ferrari wśród win - mówią w Montalcino. Moda na nie przyszła w 1980 r., kiedy jako pierwsze we Włoszech otrzymało znak DOCG (kontrolowanego i gwarantowanego oznaczenia pochodzenia). A samo miasteczko stało się popularnym celem turystyki winiarskiej. W latach 80. był tu jeden hotel z 15 pokojami, dziś jest ich kilka, a dodawszy kwatery w winnicach, znajdzie się nocleg dla 6 tys. osób.
Butelka Brunello w winnicy - od 25 euro
http://www.consorziobrunellodimontalcino.it
Połowa okolicznych winnic to niewielkie - do 3 ha - plantacje na pagórkach, tylko 9 proc. zajmuje więcej niż 50 ha (ziemia jest piekielnie droga - hektar winnicy kosztuje 350-400 tys. euro). O wyjątkowym smaku wina decydują szczególne warunki: śródziemnomorski klimat (do morza jest 40 km), opady tylko wiosną i jesienią oraz słoneczne i suche lata. Wygasły wulkan Monte Amiata (ponad 1700 m n.p.m.), chroni okolice przed gradobiciem i gwałtownymi burzami.
Tę część Toskanii najlepiej zwiedzać jeżdżąc po winnicach w promieniu ok. 10 km od Montalcino (w sumie ok. 24 tys. hektarów, z czego 3 tys. to wzgórza pokryte winnicami - to tzw. rejon produkcji wina Brunello). Właściciele są gościnni i serdeczni - chętnie oprowadzą po gospodarstwie i poczęstują winem. Większość mieszka tu z dziada pradziada, ale jest też sporo przybyszy, którzy uznali, że uprawa winorośli to znacznie lepszy pomysł na życie niż praca w wielkim mieście (są wśród nich m.in. byli prawnicy, biznesmeni, pisarz, dyrektor opery, inżynier budowlany).
Winiarskie siedziby znajdziemy najczęściej w malutkich miejscowościach, jak choćby w Sant Angelo in Colle położonym na wzgórzu 10 km od Montalcino. Ni to wioska, ni to miasteczko, liczy ok. 200 mieszkańców. Wąskie uliczki, dwie restauracje i cztery gotyckie kościoły (ale ksiądz tylko jeden - co niedzielę odprawia nabożeństwo w innej świątyni). W centrum wznosi się kamienny pałac z XIV w. rodziny Franceschi, właścicieli otaczającej wzgórze winnicy, jednej z największych w rejonie (ponad 300 ha).
Na głównym placyku obok restauracji jest oczywiście enoteca i sklep z winem. Kiedy kelnerka przynosi nam kieliszki, na dnie każdego widać odrobinę czerwonego płynu. - Mycie detergentem pozostawia obcy zapach. Dlatego opłukujemy jeszcze szkło winem, które goście zamawiają, żeby nic nie zakłócało smaku - wyjaśnia.
W Sant Angelo in Colle nie ma hotelu, ale można wynająć pokój lub zamieszkać w winnicy rodziny Franceschi - znacznie taniej i bardziej swojsko, tydzień dla jednej osoby kosztuje 150 euro
http://www.tenutailpoggione.it
Carlo Cignozzi z Il Paradiso di Frassina (ok. 5 km od Montalcino) karmi swoją winorośl muzyką - głównie Mozarta i Vivaldiego. Jego plantacja liczy zaledwie ok. 2 ha, ale słynie w całych Włoszech, a nawet poza granicami. Położony pośrodku winnicy dom tak jak większość tutejszych budowli powstał z kamiennych bloków. Przed nim obszerny zadaszony taras, wokół ogromne krzaki rozmarynu - przyjemnie jada się tu od wiosny do jesieni, podziwiając okolicę. Wprost z podwórka wchodzi się do gigantycznej kuchni, w której również przyjmuje się gości (przy jadalnym stole może zasiąść do 20 osób).
Carlo jeszcze kilka lat temu pracował we Florencji jako adwokat. Mówi, że zabrał się za wino, by wreszcie robić coś pożytecznego. Jego zdaniem winogrona rosnące przy muzyce są bardziej czerwone i słodsze, a wino z nich nie jest "zestresowane" (jak produkować wino, by go "nie stresować", to w ogóle jeden z głównych problemów winiarzy). Dlatego rozstawił głośniki, z których latem przez 12 godzin na dobę sączy się Mozart, a w czasie zbiorów muzyka leci bez przerwy. Gdy wino trafi do wielkich dębowych beczek w piwnicy, dojrzewa również przy muzyce.
Sąsiedzi podśmiewają się z Carla, ale może to z zazdrości. Jego wino sprzedaje się znakomicie.
Za 50 euro dziennie można wynająć u Carla apartament z kuchnią i łazienką dla czterech osób, w cenę wliczona jest codzienna degustacja Brunello. Carlo zaprasza też do wspólnego przyrządzania posiłków w olbrzymiej kuchni
http://www.alparadisodifrassina.it
W Castello di Argiano (ok. 8 km na południe od Montalcino) mieszka rodzina Sesti. Zajmuje dawną plebanię połączoną ogromnym balkonem z malutkim kościółkiem. Wszystko z XIII w., styl gotycki, tyle że wnętrze plebani uwspółcześniono, dodając łazienki i zamieniając dawną kuchnię w wygodny salon. Giuseppe Sesti jest właścicielem całej posiadłości, także kościoła, ale musi go udostępniać księdzu, jeśli ten zechce tu odprawić nabożeństwo czy udzielić ślubu.
Obok jest też zamek z XII w., niestety od dawna zrujnowany. Pan Sesti kupił go wraz z przyległym terenem i bardzo chciałby wyremontować, ale obawia się, że nie starczy mu dochodów z winnicy. To on właśnie tłumaczy mi, na czym polega wyjątkowość Brunello: musi pochodzić wyłącznie z winorośli odmiany Sangiovese, a na rynek może trafić najwcześniej po pięciu latach od zbioru, z czego co najmniej dwa leżakuje w dębowych beczkach. Poza tym każdy stosuje własne metody. Pan Sesti trzyma wino cztery lata w dębowych beczkach, a przy produkcji kieruje się fazami księżyca. Sekretów nie ujawni - przekaże je córce, która przejmie po nim winnicę.
Malutkie Castelnuovo dell'Abate to kolejne urocze miasteczko-wioska z kamiennymi domkami i wąskimi uliczkami. Od innych wyróżnia je XVII-wieczny kamienny pałac rodziny Ciacci, obecnie mieszka tu rodzina Bianchini (niedaleko rozciągają się ich winnice). Stoi przy jednej z uliczek, przez kute w żelazie podwójne drzwi można wejść do przestronnej sieni. Nie ma tu części muzealnej, ale kiedy okazuję zainteresowanie wnętrzem, oprowadzająca mnie po miasteczku Amerykanka Jena (pracuje w winnicy rodziny Bianchini) popycha drzwi (są nie zamknięte) i wchodzimy do środka. Księżna Ciacci odziedziczyła posiadłość po swoim przodku arcybiskupie Ciacci (co chwilę natykamy się na jego wykute w kamieniu podobizny). Sama wyszła za mąż za arystokratę z rodu Piccolomini D'Aragona, niestety nie mieli potomków, więc swój ogromny majątek, złożony m.in. z 3 tys. ha ziemi, w latach 90. XX wieku zapisała zarządcy Giuseppe Bianchiniemu. - To on namówił ją do produkcji wina na wielką skalę, dlatego jemu powierzyła ziemię - wyjaśnia Jena. W okolicy różnie się o tym mówi... Po czterech dniach zwiedzania okolic i picia wina znam już mnóstwo plotek o mieszkańcach...
W Castelnuovo dell'Abate nie ma hotelu, ale rodzina Bianchini wynajmuje turystom apartament z dużym widokowym tarasem w jednym z domów w miasteczku - 310 euro za tydzień
http://www.ciaccipiccolomini.com
10 km na południe od Montalcino trzeba zobaczyć architektoniczną perełkę - należące do zakonu benedyktynów romańskie opactwo Sant'Antimo wzniesione z bloków kremowego trawertynu. Ufundował je w IX w. Karol Wielki. Budowa trwała do XII w. Ponieważ pod koniec zabrakło pieniędzy, kościół nie został wykończony - i taki pozostał do dziś. To jedna z najsłynniejszych na świecie budowli wczesnoromańskich. Wnętrze jest bardzo proste, a uwagę przyciągają kapitele z płaskorzeźbami przedstawiającymi sceny biblijne. Miejscowi zapewniają, że wystarczy postać chwilę tuż po przekroczeniu kamiennego progu, by odczuć podniosły nastrój i że to dobre miejsce do podejmowani życiowych decyzji. Architekci przyznają, że istotnie może tu odczuć "fluidy", a to z racji nietypowego ułożenia otworów okiennych i gry świateł.
Obok kościółka znajduje się mocno podupadły benedyktyński klasztor i ogród. Mnisi mają też oczywiście małą winnicę na wzgórzu - tłoczą wino na własne potrzeby. Niestety, niezbyt lubią turystów i może się zdarzyć, że gdy się zjawimy, zamkną nam drzwi przed nosem.
W latach 50. w gminie Montalcino żyło ok. 10 tys. mieszkańców - połowa nie miała pracy, z roku na rok ubywało więc młodych ludzi, którzy wyjeżdżali za chlebem. Była to najbiedniejsza część Toskanii. Teraz okolica kwitnie za sprawą Brunello i jego sławy.
W zimie znikają turyści i Montalcino zapada w sen.