Przepis na sukces - czyli skąd wziąć pomysł na smakowity biznes? [TRZY HISTORIE]

Unikatowy pomysł, głowa do interesów, nieco brawury, a może łut szczęścia? Jakich "składników" potrzeba, aby wymyślić i założyć własny biznes w branży spożywczej? Jak sprawić, aby się utrzymał i przynosił zyski? Zapytaliśmy o to kilka osób, które urzeczywistniły marzenia o własnej firmie i produktach wysokiej jakości.

1. "Było warto" - mówią założyciele MANUFAKTURY CZEKOLADY

- Pierwsza tabliczka powstała we wrześniu 2009 w domu Tomka - opowiada Krzysztof Stypułkowski, jeden z dwóch założycieli Manufaktury Czekolady. - Na początku mocno eksperymentowaliśmy. Czekoladę trzeba wyczuć, poczuć, kiedy nabiera temperamentu. Musieliśmy nauczyć się wydobywać smak z ziaren, które mamy i chyba wychodzi nam to naprawdę nieźle.

Choć wspominają, że początkowo nie było łatwo, a przez pierwsze półtora roku żyli wyłącznie z oszczędności, zgodnie twierdzą: Było warto. - Teraz może wciąż daleko nam do korporacyjnych pensji, ale radość z tworzenia czegoś tak pysznego (...) rekompensuje wszystko - twierdzi Tomasz Sienkiewicz, drugi z właścicieli.

Chociaż twórcy Manufaktury znają się od prawie 17 lat (chodzili do tego samego liceum), to w czasie studiów, na informatycznych kierunkach, mieszkali w różnych miastach. Ich ścieżki życiowe ponownie połączyła czekolada i... spotkanie klasowe. - Po kilku latach pracy za korporacyjnym biurkiem dotarliśmy do takiego momentu w naszym życiu, w którym chcieliśmy coś zmienić - wspomina Tomasz. - Na jednym ze spotkań klasowych zaczęliśmy z Krzyśkiem snuć rozważania i marzyć o szalonej zmianie.

Krzysztof dodaje: - Obaj marzyliśmy o własnej firmie i w końcu doszliśmy do wspólnego wniosku: jeśli nie teraz, to kiedy? Nie mieliśmy jeszcze kredytów, dzieci, żadnej dużej odpowiedzialności. Moment wydawał się idealny. Postanowiliśmy zrealizować marzenia, które siedziały nam w głowach.

Bieg z przeszkodami

Pomysł na manufakturę czekolady nie przyszedł od razu, ale kiedy tylko się pojawił, stało się jasne, że że to jest to. Jak mówi Tomasz, najtrudniejsze było rozpoczęcie produkcji. - Wyzwaniem okazał się już sam wybór odpowiedniego lokalu - wspomina. - Potem trzeba było znaleźć maszyny i sprowadzić ziarno kakao. Nie spodziewaliśmy się, że będzie to takie trudne: nie mogliśmy dostać nigdzie worków z ziarnem, a importer chciał nam sprzedać kilka ton, co było zdecydowanie poza naszymi możliwościami. W końcu ktoś odstąpił nam trochę towaru z większej partii i zaczęliśmy naszą historię - opowiada.

- Coraz więcej osób szuka lepszej alternatywy dla masowo produkowanych słodkości - mówi Krzysztof. - Oczekują wysokiej jakości, braku sztucznych dodatków, zagęszczaczy. I my to oferujemy - dodaje.

Sama produkcja jest jednak dosyć trudna, ponieważ w jej trakcie właściciele nie korzystają z półproduktów. Czekolada wytwarzana w Manufakturze powstaje z ziarna, sprowadzanego z plantacji z Ekwadoru, Ghany, Dominikany i innych krajów, ręcznie sortowanego, a następnie prażonego. - Dzięki temu wydobywany jest prawdziwy smak czekolady, który zmienia się w zależności od pochodzenia ziarna, czasu prażenia, a także konszowania [jeden z procesów w produkcji czekolady, polegający na mieszaniu masy czekoladowej w wysokiej temperaturze - red.] - opowiada Tomasz. - Jesteśmy jedyną manufakturą w Polsce, która z ziaren kakaowca tworzy prawdziwą czekoladę. Odbicie naszej pasji można dostrzec w każdym kawałku - zapewnia.

2. Wejście na rynek jest trudne, ale... Jak powstał AleBrowar

Dwaj z trzech założycieli AleBrowaru - Arkadiusz Wenta i Bartosz NapierajDwaj z trzech założycieli AleBrowaru - Arkadiusz Wenta i Bartosz Napieraj fot. Yannick Chauvet - Free Photograph (materiały prasowe) Fot. Yannick Chauvet - Free Photograph (materiały prasowe)

Za pomysłem na AleBrowar stoją pasja i doświadczenie. Jeden z trzech twórców marki Bartosz Napieraj, choć wcześniej pracował w kancelarii prawnej, jest znany jako twórca jednej z najbardziej popularnych stron o piwie - Smaki-piwa.pl. Pozostali wspólnicy to Arkadiusz Wenta, restaurator oraz Michał (tajemniczy współwłaściciel, którego wymienia się tylko z imienia), doświadczony piwowar.

Mimo "zaplecza" w postaci wiedzy teoretycznej i praktycznych umiejętności, jak mówi Bartosz, bardzo ciężko było zacząć: - Początki są trudne o tyle, że trzeba zainwestować, a jest ryzyko, że piwo nie spodoba się odbiorcy. Samo wejście na rynek też jest trudne. Ale koniec końców było lepiej niż się spodziewaliśmy. Pamiętam taki przełomowy moment z końca sierpnia zeszłego roku [AleBrowar powstał w maju 2012 roku - red.]. W małym warszawskim pubie Spiskowcy Rozkoszy odbywała się premiera dwóch naszych marek - Amber Boy i Sweet Cow. Razem z kolegami rozlewaliśmy piwo. Stała do nas kolejka, w której trzeba było czekać chyba z 45 minut, cała ulica była zastawiona. W pewnym momencie spojrzałem na tych wszystkich ludzi i uświadomiłem, że przyszli tu dla nas - to było niepojęte.

Mieć własny browar i pub

AleBrowar to jeden z pierwszych (i czołowych) polskich browarów kontraktowych. Kontraktowych, czyli takich, które nie posiadając własnej taśmy produkcyjnej, wynajmują inne zakłady, aby warzyć w nich piwa według własnych receptur. Zakładem, z którego mocy produkcyjnych korzysta obecnie AleBrowar, jest niewielki Browar Gościszewo znajdujący się w okolicy Malborka. Twórcy przedsięwzięcia zapowiadają jednak, że to dopiero początek. W 2014 ma bowiem zostać uruchomiona własna linia produkcyjna marki. - Już na starcie chcieliśmy mieć własny browar, co jest chyba marzeniem każdego piwowara - opowiada Bartosz. - Ale mierzyliśmy siły na zamiary. Własny browar jest dosyć drogi, dlatego skorzystaliśmy z możliwości i tak powstał browar kontraktowy - przyznaje.

Oprócz strategii zdobycia własnego zakładu, właściciele dokładnie zaplanowali również swój wizerunek. - Chcieliśmy warzyć piwa górnej fermentacji, z języka angielskiego zwanymi Ale - tłumaczy Bartosz. - Stąd też wzięła się nazwa AleBrowar. Poza tym stawiamy na najwyższą jakość, najlepsze surowce. Nie korzystamy z tych, które nie spełniają naszych standardów, na przykład przyspieszaczy, których używają większe koncerny. Skład naszych piw, oczywiście bez proporcji, jest w całości podany na etykiecie. Zależy nam też, żeby klient, który kupuje nasze piwo wiedział, kto je robi i że wkłada w to całe serce i wszystkie swoje umiejętności. - mówi.

Żeby było z czego wybierać

Motorem do założenia własnej firmy była według Bartosza chęć realizacji swoich pasji, marzeń, do "wyniesienia ich na wyższy poziom": - Poza tym, patrząc na produkty dostępne na rynku, nie mogliśmy wybrać piwa dla siebie - twierdzi założyciel browaru. - Chcieliśmy, żeby był jakiś wybór, żeby ludzie, którym na tym zależy mogli spróbować czegoś innego. Wierzymy, że ludziom należy się dostęp do różnych "stylów" piwa.

Oprócz browaru w planach jest również otwarcie własnego lokalu. - Chcemy mieć fajny, duży pub, w którym będziemy mogli się spotkać z klientami, żeby mieli możliwość dzielić się z nami uwagami na temat naszego piwa - opowiada Bartosz. - Ważne jest dla nas przede wszystkim, aby browar się rozwijał i ciągle dawał ludziom to, co najlepsze.

3. "Wspierała mnie mama...", czyli Cukier Lukier

Olimpia Jakubczak-ChomaOlimpia Jakubczak-Choma  magdalena-lopez.com Fot. Cukier Lukier

- Było ciężko. Wspierała mnie mama, ale mąż początkowo nie traktował tego biznesu poważnie - wspomina założycielka manufaktury słodyczy Cukier Lukier Olimpia Jakubczak-Choma. - Teraz jest twórcą pomysłów mojej marki, nadaje kształt wszystkim kreatywnym pomysłom w sposób graficzny. Rozpoczynałam z koleżanką, której zaproponowałam wspólną realizację mojego pomysłu. Brak finansów na otwarcie pierwszego sklepu sprawił, że założyła ona konkurencyjną firmę wraz z siostrą. Przeszłam to spokojnie i cieszę się z tego, bo energię włożyłam w rozwój swojej firmy i marki - opowiada.

Właścicielka manufaktury jest, jak sama mówi, "po pierwsze, mamą dwóch chłopców, po drugie, żoną innego chłopca, a po trzecie, mieszkanką Wrocławia, spełniającą swoje marzenia". Zanim stała się Panią Cukierkową z logo firmy, podobnie jak właściciele Manufaktury Czekolady, pracowała w korporacjach, prowadząc działy marketingu, a także w zawodzie redaktora, asystentki czy specjalisty ds. kreatywnych. Postanowiła jednak zmienić coś w swoim życiu: - Wreszcie przyszedł czas, aby rozpocząć pracę na własny rachunek i porzucić korporację, dlaczego nie miałyby to być słodycze?

Wśród inspiracji wymienia: miłość do słodyczy, manufaktury i cukiernie, które widziała w innych krajach oraz filmy, które o nich oglądała. Szczególnie jednak zapadł jej w pamięć stary folder z przepisami na cukierki i to, że nigdy nie mogła w sklepach odszukać potrzebnych do ich zrobienia składników, a także to, jak wspólnie z babcią przygotowywała "szyszki" z ryżu i krówek.

"Przemyślany i prowadzony z sercem biznes powinien się opłacać"

- Zaczęliśmy stosować naturalne barwniki jako jedni z pierwszych w Polsce, mamy swoje oryginalne cukierki Olinki (od imienia Oliwera mojego syna) są one bez barwników i aromatów - opowiada założycielka manufaktury. - Wykonujemy lizaki z podobiznami bohaterów bajek i wrocławskich krasnali. Nasz sklep to nie tylko cukierki na sprzedaż i produkcja. Jesteśmy również miejscem spotkań. Kolory, smaki, zapachy przyciągają do nas różnych klientów, niektórzy chcą tylko popatrzeć, jak powstają cukierki inni przychodzą codziennie pogadać i zjeść małego lizaka.

Cukier Lukier ma już trzy lata. W tym czasie firma urosła - główna siedziba znajduje się we Wrocławiu, niedawno otwarta została filia warszawska, a wkrótce powstanie filia w Szczecinie. - Każdy przemyślany i prowadzony z sercem biznes powinien się opłacać - mówi Olimpia. - To ciężka praca, ale daje dużo satysfakcji. A nasi klienci doceniają ręcznie wykonywane produkty, ich smak i walory estetyczne. Najwspanialsze jest jednak to, kiedy dzieci mówią, że mama ma własną fabrykę słodyczy!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.