"A może być bez grosika?", "Ojej, nie mogę wydać reszty ze 100 zł". Co zrobić, gdy słyszysz to od sprzedawcy? Wyjaśniamy

Każdy z nas, robiąc zakupy, na pewno nie raz spotkał się z podobną sytuacją. Co zrobić, gdy sprzedawca wypowiada jedną z tych nieśmiertelnych formułek? Postanowiliśmy to sprawdzić.

"A może być bez grosika?", "Ojej, nie wydam panu ze 100 złotych" - takie słowa na pewno słyszeliście nie raz. Wiele osób sądzi, że jest to sytuacja z rodzaju "klient nasz pan": skoro postanowiliśmy kupić jedną kajzerkę, choć mamy jedynie banknot stuzłotowy, sprzedawca ma obowiązek go przyjąć i jeszcze bez szemrania musi nam wydać resztę.

Do podobnych wniosków doszła jedna z użytkowniczek naszego forum, założycielka wątku "Kto ma rację - ja czy ekspedientka?". Jak pisze:

- Zauważam, że w portfelu mam stówę, a drobnych brak. Płacę więc stuzłotówką, rzucając z uśmiechem: "Wiem, że jest rano, ale musi mi pani wydać ze stówy". Na co pani: /już poważniej/: "Nie muszę...., ale mogę". A później jeszcze: "To klient ma być przygotowany".

Jak łatwo oszczędzać na zakupach? Te aplikacje ci pomogą - zobacz nasz film:

Zobacz wideo

Co z tym brakującym grosikiem?

- Teoretycznie sprzedawca nie ma obowiązku wydania reszty, czyli konsument powinien mieć odliczoną kwotę - wyjaśnia Maciej Chmielowski z biura prasowego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). - To oczywiście tylko teoria, ponieważ trudno sobie wyobrazić, żeby sklep, który nie wydaje reszty, utrzymał się długo na rynku. Niemniej jednak przepisy nie nakazują sklepikarzom wydawania reszty. Tak samo jest z tym brakującym grosikiem.

Problem wydawania reszty nie został jednak niestety uregulowany prawnie. Co ma na ten temat do powiedzenia Kodeks cywilny? Czytamy w nim, że: "Przez umowę sprzedaży sprzedawca zobowiązuje się przenieść na kupującego własność rzeczy i wydać mu rzecz, a kupujący zobowiązuje się rzecz odebrać i zapłacić sprzedawcy cenę". O reszcie jednak ani słowa, co zazwyczaj interpretuje się na korzyść sprzedawców. Innymi słowy, żeby coś kupić, powinniśmy przyjść z odpowiednio odliczoną kwotą. Inaczej sprzedawca nie ma obowiązku sprzedawać nam swojego towaru.

Warto jednak pamiętać, że jeśli sprzedawca odmawia nam sprzedaży jakiegoś artykułu, powinien dobrze uzasadnić swoje stanowisko. Za odmowę bez istotnej przyczyny grozi mu bowiem kara grzywny w wysokości od kilkudziesięciu do nawet 5000 złotych. Jak czytamy na blogu prawniczym "Doradztwo Liberte": "Brak możliwości wydania reszty jest usprawiedliwionym powodem odmowy".

Karta tylko od 10 złotych

Płatność kartąPłatność kartą Gazeta.pl

Choć płacenie kartą jest coraz popularniejsze i możliwe nawet w małych sklepikach, bywa niekiedy problematyczne. Pewnie każdy z nas choć raz, stojąc przy kasie z jednym drobiazgiem za parę złotych i kartą w dłoni, usłyszał od sprzedawcy: "Płatność kartą od 10 złotych". W niektórych sklepikach wiszą wręcz karteczki informujące klientów o takiej zasadzie.

Jak pisze portal Next.gazeta.pl, praktyki takie nie są co prawda łamaniem prawa, ale zwykle są wbrew umowie między sklepem, który zakłada u siebie terminal i firmą, która ten terminal dostarcza (a także obsługuje dokonywane za jego pomocą transakcje).

- Umowa (...) szczegółowo opisuje sytuacje, w których sprzedawca może nie przyjąć płatności kartą - np. karta jest nieważna, niepodpisana, skradziona - wyjaśnia cytowana przez Next.gazeta.pl Olga Małecka z firmy First Data Polska. - Odmowa z powodu zbyt niskiej kwoty nie występuje w zapisach umowy.

Zobacz również:

Ojej, już nabiłam...

Wyłożenie towaru na ladę i nabicie go na rachunek przez sprzedawcę nie oznacza jeszcze, że jesteśmy zobowiązani do zakupu. Zanim transakcja dobiegnie końca, czyli zanim zapłacimy i dostaniemy paragon, możemy się w każdej chwili rozmyślić i zrezygnować z zakupu towaru. Sprzedawcom zdarza się jednak utrudniać nam rezygnację. Czy kiedykolwiek zdarzyło się wam usłyszeć słowa: "Ojej, a ja już nabiłam na rachunek"?

- Dopóki nie zapłacimy za towar i nie otrzymamy go, możemy w każdej chwili się rozmyślić - mówi Maciej Chmielowski z UOKiK. - Później może to być już trudniejsze, bo zależy w zasadzie jedynie od dobrej woli sprzedawcy. Możemy natomiast zwrócić towar kupiony przez internet, ale to już inna sytuacja. Warto też pamiętać o tym, że jeżeli cena, którą widzimy na półce, jest wyższa niż ta, którą musimy zapłacić przy kasie, wówczas obowiązuje nas niższa cena - dodaje specjalista.

Z zakupu towaru możemy zrezygnować w każdej chwili, pod warunkiem, że transakcja nie dobiegła końca, czyli nie zdążyliśmy jeszcze zapłacićZ zakupu towaru możemy zrezygnować w każdej chwili, pod warunkiem, że transakcja nie dobiegła końca, czyli nie zdążyliśmy jeszcze zapłacić Fot. Shutterstock

Czy w sklepie spożywczym można się targować?

Choć kiedyś targowanie się było normą - wciąż zresztą bywa np. na targowiskach - dziś dosyć rzadko korzystamy z możliwości negocjowania ceny. W końcu produkty w sklepach są już wycenione, a poza tym często nie mamy pewności, czy w sklepie można spróbować się targować, czy też nie będzie to dobrze widziane.

Jak mówiła Agnieszka Majchrzak z UOKiK w rozmowie z katowicką Wyborczą, ceny produktów w sklepach można negocjować, jednak ich obniżenie zależy wyłącznie od dobrej woli sprzedawcy. Targowanie się może nam ułatwić jakaś widoczna wada produktu. Trzeba jednak pamiętać, że obniżenie ceny możemy wynegocjować jedynie w mniejszych sklepach. W sieciowych raczej się nam ta sztuka nie uda.

Kiedy można złożyć reklamację?

No dobrze, a co w sytuacji, kiedy kupimy produkt, który nie spełnia naszych oczekiwań? Jak czytamy na stronie Federacji Konsumentów, produkt spożywczy możemy reklamować zawsze wtedy, kiedy w istotny sposób nie spełnia on naszych oczekiwań - to znaczy kiedy jest niesmaczny albo po prostu nie nadaje się do jedzenia. Niezgodność towaru z umową (czyli jego zła jakość) powinna jednak istnieć w chwili zakupu.

Reklamację składamy w sklepie, w którym dokonaliśmy zakupu, a sprzedawca nie może nas zbyć, np. zasłaniając się regulaminem sklepu. Najlepiej jednak, żebyśmy posiadali paragon. W pierwszej kolejności mamy prawo do wymiany danego produktu na nowy, pozbawiony wad, a jeśli jest to niemożliwe - do zwrotu pieniędzy.

Produkty paczkowane możemy reklamować do trzech dni od otwarcia opakowania. Z kolei ten sprzedawany luzem lub na wagę - do trzech dni od dnia, w którym go kupiliśmy lub otrzymaliśmy.

Tu nie wolno robić zdjęć

- Miałem kiedyś taką sytuację - opowiada redakcyjny kolega. - Musiałem kupić coś dla kogoś, ale nie byłem pewien, czy rzecz, którą znalazłem w sklepie, to właśnie ta, którą miałem kupić. Chciałem zrobić jej zdjęcie, żeby przesłać do osoby, która prosiła mnie o zakup. Niestety, od sprzedawcy usłyszałem: "Tu nie wolno robić zdjęć".

- Sklep nie może nam zabronić robienia zdjęć towarów - wyjaśnia Maciej Chmielowski z biura prasowego UOKiK. - Podobnie jest ze skanowaniem cen.

Choć handlowcy zasłaniają się "tajemnicą handlową", warto mieć świadomość, że dotyczy ona tylko tych informacji, które nie są podane do wiadomości publicznej. Za niejawne nie można jednak uznać opakowania, składu czy ceny produktów, które przecież każdy może zobaczyć.

Jeśli spotkała was kiedyś sytuacja podobna do tych, które wymieniamy w artykule i macie wątpliwość, jak się zachować, możecie zwrócić się po pomoc na przykład do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wszelkie niezbędne kontakty znajdziecie na tej stronie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA