Czy polskie owoce i warzywa są pełne chemii? Warto płacić za eko? Ekspert: Jeśli miałbym wybrać: bazarek czy market, wybiorę ten drugi

Wciąż słyszymy, że w polskich plonach jest mnóstwo chemii. Na poparcie tych tez przytacza się "brudną listę", czyli wykaz rzekomo najbardziej skażonych warzyw i owoców. Ponoć zaufać można tylko produktom eko. Czy to prawda?
Polskim truskawkom zarzuca się, że są trujące, ale na potwierdzenie tej tezy przytacza się wyłącznie badania prowadzone w USA Polskim truskawkom zarzuca się, że są trujące, ale na potwierdzenie tej tezy przytacza się wyłącznie badania prowadzone w USA Fot. materiały prasowe

"Brudna lista"? Tak, ale z USA

Co roku na wiosnę głośno jest o tzw. "brudnej liście" warzyw i owoców, którą publikuje Environmental Working Group (EWG). Tuż po jej ogłoszeniu na całym świecie pojawiają się artykuły, w których wylicza się "najgorsze" i "najbardziej skażone" warzywa i owoce. Temat podchwycił ostatnio między innymi portal WP Finanse.

Choć lista ta początkowo cieszyła się sporym zainteresowaniem i dużą uwagą mediów, ostatnimi czasy zainteresowanie raportami EWG słabnie. Organizacji coraz częściej zarzuca się brak wiarygodności.

W rzeczywistości bowiem EWG wcale nie prowadzi samodzielnych badań, lecz korzysta z danych, jakie co roku upublicznia Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych (USDA). Ten z kolei podaje średnią zawartość pestycydów w danym produkcie, nie uwzględniając jednak ich szkodliwości dla człowieka, a ta jest różna w przypadku różnych środków. O ile niektóre środki ochrony roślin rzeczywiście są bardzo szkodliwe, inne są dla nas całkiem bezpieczne. Niektóre są nawet dopuszczone do użytku w przypadku upraw ekologicznych.

To nie wszystko. Dane przytaczane przez EWG nie dotyczą w ogóle naszego kontynentu. A przecież zasady, zarówno co do stosowania poszczególnych środków ochrony roślin, jak i ich dopuszczalnego poziomu w produktach, które trafiają do sprzedaży, mogą się znacznie różnić pomiędzy Unią Europejską a USA. Wysnuwanie na podstawie tych danych wniosków, że polskie owoce i warzywa są skażone, to - delikatnie mówiąc - przesada.

Wreszcie tegoroczny raport USDA odnosił się do próbek, które zebrano w 2016 roku. Potrzeba bowiem czasu, by je odpowiednio przebadać, a następnie przeanalizować i opisać wyniki. Dane te dowodzą zresztą, że większość, bo aż 99 proc. przebadanych produktów, zawiera pozostałości pestycydów na poziomie o wiele niższym niż dopuszczalny przez Agencję Ochrony Środowiska Stanów Zjednoczonych (US EPA).

Czytaj również:

Polskie truskawki już są, ale wciąż drogie. Kiedy możemy się spodziewać wysypu?

Próbki do badań zawartości pestycydów zbierane przez inspektorów Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN), a następnie przekazywane do laboratoriów na terenie kraju. Próbki do badań zawartości pestycydów zbierane przez inspektorów Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN), a następnie przekazywane do laboratoriów na terenie kraju. Fot. Shutterstock

Jak to jest z polskimi owocami i warzywami

Jak zatem wygląda kwestia kontroli zawartości pestycydów w naszym kraju?

- W Polsce jest około miliona gospodarstw różnej wielkości - mówi dr Artur Miszczak, Kierownik Zakładu Badań Bezpieczeństwa Żywności Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach. - Z tego wszystkiego co roku kontrolowane jest losowo kilka tysięcy. To ułamek, ale więcej się nie da, bo koszty badań są wysokie. Kontrole są jednak przeprowadzane na najwyższym możliwym poziomie.

Próbek nie pobiera samo laboratorium. Są zbierane przez inspektorów Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN), a następnie przekazywane do laboratoriów na terenie kraju.

- Zazwyczaj pobiera się je bezpośrednio przed zbiorami lub tuż po nich - wyjaśnia dr Miszczak. - Następnie trafiają one do laboratorium. Zwykle w ok. 2-3 proc. przypadków wykrywamy niewielkie przekroczenia norm zawartości pestycydów. Takie wyniki to norma dla większości krajów UE. Tak samo jest chociażby w Niemczech, gdzie laboratoriów jest o wiele więcej niż w Polsce.

Istotne przekroczenia norm zgłaszane są do RASFF (Rapid Alert System for Food and Feed) - europejskiego Systemu Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach. Jeśli w trakcie kontroli wykryte zostaną produkty niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzi, natychmiast alarmuje się o tym odpowiednie organy, a produkt jest jak najszybciej usuwany z obrotu.

W praktyce żywność z bazarku może być mniej bezpieczna niż produkty z marketu, ponieważ podlega mniejszej kontroli W praktyce żywność z bazarku może być mniej bezpieczna niż produkty z marketu, ponieważ podlega mniejszej kontroli Fot. Shutterstock

W markecie czy na bazarku?

Z rezultatami przeprowadzonych na terenie naszego kraju badań można zapoznać się na stronie internetowej Instytutu Ogrodnictwa. Według ostatniego raportu za 2017 rok pobrane próbki przebadano na obecność ponad 400 różnorodnych pozostałości środków ochrony roślin.

W ponad 97 proc. przypadków warzywa i owoce były nieszkodliwe: albo niczego nie wykryto (43,9 proc.), albo pozostałości mieściły się w wyznaczonej normie (53,3 proc). W niecałych 3 proc. próbek stwierdzono przekroczenia dopuszczalnych poziomów pozostałości środków ochrony roślin. "Najczystsze" okazały się uprawy borówki amerykańskiej, fasoli, cukinii i pszenżyta.

- Warto dodać, że zazwyczaj część gorszych rezultatów jest efektem zmian prawa UE - tłumaczy dr Miszczak. - Badania bezpieczeństwa wykorzystywanych przez rolników środków trwają cały czas, ponieważ ciągle ulepszane są m.in. metody badawcze. W efekcie niektóre preparaty bywają wycofywane, wytyczne się zmieniają, rolnik nie zdąży się jeszcze do nich zastosować, a laboratorium już tak. Jeśli jednak miałbym wybrać czy kupić owoce i warzywa na bazarku, czy na przykład w markecie, wybrałbym market. W sieciach dodatkowe kontrole są ostrzejsze, bo dystrybutor - podobnie jak wytwórca - odpowiada za jakość sprzedawanych przez siebie produktów. Bazary to rynek potencjalnie niebezpieczny - nie wiemy przecież dokładnie, co ludzie, którzy na nich sprzedają, robili wcześniej z tymi warzywami i owocami.

Z tą opinią zgadza się dr hab. inż. Jarosław Markowski z Zakładu Przechowalnictwa i Przetwórstwa Owoców i Warzyw, profesor Instytutu Ogrodnictwa: - Kontrola towaru trafiającego do sieci handlowych jest często ostrzejsza niż państwowa. Podobnie kontroluje się towar eksportowany. Ta sieć ma mniejsze oczka niż się powszechnie sądzi. A "wpadka" dostawcy przekreśla często na zawsze szanse współpracy czy eksportu - zapewnia.

Żywność ekologiczna jest poddawana ostrzejszej kontroli po to, żeby konsument miał pewność, że to, za co płaci więcej, jest rzeczywiście warte tych pieniędzy Żywność ekologiczna jest poddawana ostrzejszej kontroli po to, żeby konsument miał pewność, że to, za co płaci więcej, jest rzeczywiście warte tych pieniędzy Fot. Shutterstock

Eko jest lepsze?

Porównanie owoców i warzyw z upraw konwencjonalnych oraz ekologicznych od wielu lat prowadzi do gorących dyskusji. Jak twierdzi kolejny z naszych ekspertów, brak  jednoznacznych dowodów naukowych na przewagę jakości owoców ekologicznych.

- W uprawach konwencjonalnych korzysta się z ograniczonej listy środków, których pozostałości są kontrolowane - wyjaśnia dr inż. Jarosław Markowski. - Natomiast w uprawie ekologicznej ze środków "naturalnych". Niektórych ich pozostałości się jednak nie kontroluje, właśnie ze względu na ich mniej lub bardziej domniemaną naturalność. W przypadku prawidłowego stosowania środków ochrony w technologii konwencjonalnej, ich pozostałości są niewykrywalne lub znajdują się na minimalnym, dozwolonym prawem poziomie.

Dr Markowski dodaje, że i tu ważny jest jednak czynnik ludzki: Chęć zysku czy duża szansa uniknięcia konsekwencji stosowania niedozwolonych środków powodują, że niektórzy producenci łamią zasady. A stąd już tylko jeden krok do doniesień o "skażonych" owocach i warzywach. Pełnych chemii, trujących, które trzeba myć w occie, soli i nie wiadomo w czym jeszcze, bo inaczej nam zaszkodzą, zatrują i zanieczyszczą. W największym stopniu jest to kwestia uczciwości, zaufania, odpowiedzialności - jeśli tych cech brakuje, zarówno owoce lub warzywa konwencjonalne, jak i ekologiczne, mogą niekorzystnie odbić się na naszym zdrowiu - dodaje.

Gospodarstwa ekologiczne podlegają jednak ścisłej kontroli. Określony procent producentów (według danych na koniec grudnia 2016 jest to 23 375 gospodarstw) musi być na bieżąco kontrolowany przez upoważnione do tego jednostki certyfikujące.

- Jednostki takie badają co roku 5 procent certyfikowanych gospodarstw - wyjaśnia dr Artur Miszczak. - Zazwyczaj jakieś nieprawidłowości wykrywamy w około 10-15 proc. z nich. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze jest to wina danego rolnika. Czasem zanieczyszczenie pochodzi na przykład z pola leżącego obok, które należy do innego rolnika. Taki towar nie może już jednak wyjść na rynek jako produkt ekologiczny.

Nad gospodarstwami ekologicznymi czuwa Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Oprócz sprawowania kontroli nad samym procesem certyfikacji inspekcja monitoruje również gospodarstwa, które już otrzymały certyfikat.

- W wyniku takich kontroli w ok. 1-2 przypadkach na 50 zdarza się nam wykryć produkty niespełniające norm - mówi dr Miszczak. - Ponadto rolnictwo ekologiczne jest pod ścisłym nadzorem UE. Zdarzają się na przykład audyty FVO UE (Biuro ds. Żywności i Weterynarii). Wszystko jest sprawdzane po to, żeby konsument miał pewność, że to, za co płaci więcej, jest rzeczywiście warte tych pieniędzy. Ważne też, że producenci mają świadomość, że ich towary mogą być w każdej chwili skontrolowane.

Czytaj również:

Bakterie i pestycydy z owoców i warzyw zmyje tylko specjalny preparat? Woda nie wystarczy? Zapytaliśmy eksperta

Nieprawdą jest, że owoce i warzywa powszechnie pryska się już po zebraniu. Byłoby to dla wytwórcy po pierwsze nieopłacalne, a po drugie ryzykowne, gdyby produkty te zostały skontrolowane Nieprawdą jest, że owoce i warzywa powszechnie pryska się już po zebraniu. Byłoby to dla wytwórcy po pierwsze nieopłacalne, a po drugie ryzykowne, gdyby produkty te zostały skontrolowane Fot. Shutterstock

"Pestycydowa atmosfera"

W przytaczanym na początku artykule z portalu WP ekspertka twierdzi, że w sadach da się wyczuć "pestycydową atmosferę". Czy zatem konsument może sam wykryć, że kupione przez niego owoce lub warzywa zawierają zbyt wiele pozostałości środków ochrony roślin?

- Jeśli podejrzewamy, że z zakupionymi produktami jest coś nie tak, możemy się z tym zgłosić do Sanepidu - wyjaśnia dr Miszczak. - Ale prawda jest taka, że pozostałości pestycydów nie tak łatwo wykryć. Trzeba mieć laboratorium. Nieprawdą jednak jest to, że owoce i warzywa powszechnie pryska się już po zebraniu. Byłoby to dla wytwórcy po pierwsze nieopłacalne, a po drugie ryzykowne, gdyby produkty te zostały skontrolowane.

Dr hab. Markowski daje kilka rad: - Konsument powinien wybierać rozważnie, kupować u zaufanych dostawców: małych czy dużych. Rolą producentów, dostawców i handlowców jest stworzyć wiarygodne środki zapewnienia bezpieczeństwa i pilnować jakości. Nauka nie powiedziała ostatniego słowa. Dziś wiemy, że największym zagrożeniem dla zdrowia jest zbyt wysoka kaloryczność codziennej diety, nadmierne spożycie przetworzonej żywności, utwardzonych tłuszczy, rafinowanych cukrów, które podejrzewa się o zwiększanie ryzyka chorób układu krążenia i nowotworów. Na tym tle zagrożenia pochodzące od owoców i warzyw, których i tak spożywamy za mało, niż zalecają dietetycy - w tym nasz polski Instytut Żywności i Żywienia - wypadają bardzo blado.

To również może cię zainteresować: Mięso z grilla plus piwo to bardzo zły pomysł, podobnie jak pieczenie kiełbasy na 'skwarkę'. W ogóle z kiełbasy lepiej zrezygnować

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.