Bloguję bo... nie chcę zaszufladkować się w sytuacji "praca, gotowanie, sprzątanie, serial na dobranoc i tak mija cały tydzień"... Za pośrednictwem bloga zapraszam do naszej kuchni ludzi, którzy interesują się gotowaniem i to bez konieczności zmywania po kolacji na 12 osób. Komentarze czytelników pozwalają mi na trzeźwą ocenę moich kreacji, na ciągłe doskonalenie się.
Gotowanie to... przyjemność, oderwanie się od dnia codziennego, od biura, od metra, to ciągłe podróże w różne zakątki Ziemi, to ciągłe interakcje z ludźmi, poznawanie kultur, poznawanie własnych limitów (ach, te migdałowe ciasteczka... może kiedyś)
Zaglądam do... talerzy innych osób w restauracji. Jestem też cookbookoholiczką. Spędzam godziny w księgarni przeglądając drogie albumy kulinarne i wydaję fortunę na czasopisma o gotowaniu. Uwielbiam też blogi kulinarne innych osób.
Popisowe danie: za dużo przepisów do wypróbowania, żeby skupiać się na jednym. Ale zawsze mam pod ręką składniki na lasagne po bolońsku.
Składniki, których nigdy nie brakuje w mojej kuchni: czosnek, sól, oliwa i makaron
Inspirują mnie: cotygodniowe wyprawy na marché z warzywami, owocami, rybami, serami, mięsiwem i miodem
Kogo zaprosiłabym do swojej kuchni? Babcię mojego mężczyzny. Mieszka w Alpach Prowansalskich. Niewyobrażalna skarbnica francuskich przepisów. Nigdy nie słyszała o cukrze żelującym do konfitur ani o purée z ziemniaków instant.
Menu marzeń: menu to dla mnie nie tylko samo jedzenie. To wszystko inne co mnie otacza, kiedy siedzę przy stole: talerz, na którym podana jest potrawa, kieliszek do wina, lniana serweta, osoby, które mi towarzyszą, widok za oknem. Proste spaghetti alle vongole, podane na stole pokrytym dziurawą ceratą w kratę, spożywane w dobrym towarzystwie będzie o niebo smaczniejsze od wykwintnego homara, podanego na srebrnym talerzu, którego jem samotnie w kącie drogiej i modnej restauracji.
Kilka dni temu pojawiły się na straganach nowalijki. Oczywiście, mam na nie alergię, jak to o tej porze roku, ale co mi tam, te młode marcheweczki, pory i kalafiorki mrugają do mnie zalotnie i kolorowo i same zapraszają się na talerz. I dlatego w ten weekend postanowiłam urządzić wielki warzywny festyn.
Składniki dla 4 osób:
Pęczek młodziutkich marchewek z 2-3 cm natki
50 g płatków z migdałów
1 łyżeczka świeżego, posiekanego imbiru
sól i pieprz do smaku
1 łyżka oliwy
2-3 łyżki octu balsamicznego dobrej jakości
Umyć marchewki i gotować na parze tak długo, żeby na zewnątrz były miękkie, a w środku chrupiące, na sposób al dente. Podgrzać oliwę na patelni z powierzchnią teflonową i smażyć oprószone imbirem marchewki przez 2-3 minuty. Posolić i popieprzyć do smaku. Uprażyć płatki z migdałów i rozgnieść je na mniejsze kawałki. Zanużać marchewki do połowy w occie balsamicznym, a potem w panierce z migdałów. Podawać na ciepło, na letnio, na zimno albo jak się najbardziej podoba.
Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj tu: www.lestroiscuilleres.com
Znasz lub sam/a prowadzisz ciekawy blog kulinarny? Napisz do nas: ugotuj.to@gazeta.pl