Crepes Suzette - naleśniki z historią

Piewcą crepes Suzette był sam król Anglii Edward VII. Twierdził, że jeden kęs tego specjału przekształciłby kanibala w cywilizowanego dżentelmena. Po stu latach kanibale są na wymarciu, prawdziwego dżentelmena też coraz trudniej spotkać, za to słynne naleśniki ciągle podbijają serca smakoszy.

Crepes Suzette stworzył Henri Charpentier. Urodził się w 1880 r. niedaleko Nicei, i, rzec by można, już w chwili poczęcia sprzyjało mu szczęście - bo czy podobna sobie wyobrazić lepszy czas i miejsce do narodzin dla przyszłego szefa kuchni niż II połowa XIX wieku we Francji!?

W młodości odebrał solidne wykształcenie kulinarne, a jego mentorami byli m.in. król hotelarzy César Ritz i ojciec współczesnej gastronomii August Escoffier. Tak przygotowany, młody mistrz gotów był pracować w najświetniejszych lokalach świata. Najpierw został szefem kuchni w Hotel de Paris w Monte Carlo, później przyszła kolej na hotele: Savoy w Londynie, Metropol w Moskwie, Quirinale w Rzymie, a także ekskluzywne restauracje Maxim's i Tour d'Argent w Paryżu. Po wyjeździe za ocean został osobistym kucharzem Johna D. Rockefellera. Zanim jednak osiągnął gastronomiczne wyżyny, jeszcze jako piętnastoletni chłopiec wynalazł danie, które podbiło serca smakoszy - naleśniki Suzette. Oczywiście, nie obeszło się przy tej okazji bez jakże pomocnego przypadku.

W roku 1895 Henri Charpentier był zaledwie pomocnikiem kucharza we wspomnianym Hotel de Paris w Monte Carlo. Pewnego letniego popołudnia lokal odwiedził książę Walii Edward wraz z przyjaciółmi. Po zjedzonym obiedzie zażyczył sobie deseru - naleśników. Ich przygotowanie przypadło w udziale młodemu Francuzowi. Niestety, podczas pracy sos, którego składnikami były m.in. likier Grand Marnier oraz kirsz, niespodziewanie zapalił się. Załamany Henri, nie mając już czasu na rozpoczynanie wszystkiego od nowa, spróbował nieszczęsnej mikstury. Był wniebowzięty! Wiele lat później, w swojej autobiografii "Życie a la Henri" napisał o tej chwili: "Pomyślałem, że jest to najrozkoszniejsza melodia słodyczy, jaką kiedykolwiek smakowałem." Nie zastanawiając się wiele, włożył ciepłe naleśniki do sosu, dolał nieco więcej trunków, ponownie podpalił i płonące podał na stół. Zachwycony książę, wygarniając łyżeczką ostatnie krople sosu z talerza, zapytał, jaka jest dokładna nazwa potrawy, którą zjadł z taką rozkoszą. Bystry chłopak odparł natychmiast: "naleśniki książęce".

Edward oczywiście zrozumiał, iż nazwa ma być ukłonem w jego stronę, ale jako że przy stole siedziała też pewna dama (nawiasem mówiąc, jedyna wśród osiemnastu mężczyzn), zapytał, czy Henri nie zechciałby zmienić nazwy na "naleśniki Suzette", zgodnie z imieniem niewiasty. Tak powstały słynne naleśniki Suzette. Następnego dnia książę poprzez gońca przysłał Henriemu kapelusz (najprawdziwszą panamę), sygnet oraz laskę.

W zasadzie to już koniec opowieści. W zasadzie, bo część historyków kuchni upiera się, iż deser powstał dwa lata później, a jego ojcem był niejaki monsieur Joseph, właściciel restauracji Marivaux. Miał on jakoby dostarczać naleśniki aktorom Komedii Francuskiej, którzy wykorzystywali je w charakterze jadalnych rekwizytów. Aby ułatwić sobie życie, restaurator wymyślił, że zamiast tradycyjnie deser odgrzewać, wygodniej będzie go flambirować, przy okazji robiąc z tego niezłe widowisko. A imię "Suzette" było podobno pseudonimem artystycznym jednej z aktorek, która - przynajmniej daniem monsieur Josepha - wyróżniała się nadzwyczajną urodą. Tyle na temat naleśników mówi historia. Czas najwyższy rozpocząć zajęcia praktyczne!

Crepes Suzette (dla 4 osób)

Naleśniki:

250 g mąki,

szczypta soli,

2 jajka + 2 żółtka,

500 ml mleka, 3 łyżki cukru,

2 łyżki likieru pomarańczowego (np. Grand Marnier),

3 krople ekstraktu waniliowego,

100 g masła

Sos:

150 g masła,

3-4 łyżki cukru,

skórka otarta z 1 cytryny,

100 ml soku i 1 łyżeczka skórki otartej z mandarynek,

75 ml likieru pomarańczowego,

50 ml koniaku

Mąkę przesiewamy, dodajemy sól, jajka oraz żółtka i, stopniowo wlewając mleko, wyrabiamy ciasto na gładką masę o konsystencji rzadkiej śmietany. Dodajemy cukier, likier, ekstrakt waniliowy, mieszamy, przykrywamy i odstawiamy na godzinę do lodówki. Przed smażeniem dodajemy 1 łyżkę zrumienionego płynnego masła i nieco cieplej wody, jeśli ciasto jest za gęste. Na pozostałym maśle smażymy cieniutkie naleśniki (pierwszy sobie odpuszczamy, i tak będzie kiepski). Trzymamy w cieple. Robimy sos. Rozpuszczamy masło z cukrem, a gdy się zezłoci, dodajemy sok oraz skórkę z mandarynek i likier pomarańczowy. Zagotowujemy i zmniejszamy ogień. Połową sosu nasączamy naleśniki, składamy dwa razy na pół i podgrzewamy w pozostałym sosie. Gorące polewamy koniakiem i po chwili podpalamy. Podajemy płonące.

Copyright © Agora SA