Głodny? Zjedz robaka

- Sushi i krewetki też kiedyś szokowały i brzydziły, a teraz ludzie je uwielbiają. Wierzymy, że tak samo będzie w tym przypadku - mówi Marcin Wiśniewski, współwłaściciel restauracji Co to to je, właśnie otwartej w Warszawie.

Co w menu? Dania z owadami - wśród przystawek szarańcza w tempurze, drewnojady w szynce parmeńskiej, dania główne - z kaszami, z ryżami w różnych smakach, zupy to głównie kremy z posypkami. Na deser na przykład sorbet w kokosie z posypką z prażonych larw wołka mącznego. - Planujemy również specjalne wydarzenia z tarantulami, ptasznikami, skorpionami. Myślimy też o ślimakach afrykańskich.

- Ważne jest, żeby się przełamać, zrobić pierwszy krok. Znam ludzi, których częstowaliśmy i którzy bardzo się wzbraniali, ale próbowali i okazywało się, że naprawdę im to smakuje - mówi współwłaścicielka restauracji, Ewa Sikorska. - Ceny będą na pewno zróżnicowane, ale nie mogą być niskie, bo koszty hodowli owadów na nasze potrzeby nie są małe. Wiadomo, że owady muszą być karmione inaczej niż te hodowane na karmę dla zwierząt. Uśmiercamy je też w sposób najbardziej humanitarny - wprowadzamy w letarg, zamrażamy.

Otwarcie restauracji Co to to jeOtwarcie restauracji Co to to je Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Wyborcza.pl Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Właściciele Co to to je zapowiadają, że dania będzie można kupić osobno lub w zestawie - na przykład przystawka, zupa, danie główne i deser to może być cena około 120 zł. Pojedyncze dania od 35 zł. Lokal został otwarty 6 lutego na Ursynowie, przy ul. Nugat 7.

Owady są eko!

Wszystkie owady do restauracji dostarcza Fabryka Owadów. - To znakomita alternatywa dla białka zwierzęcego - przekonuje Jakub Urbański, właściciel. - Jeśli chodzi o dostarczenie organizmowi białka, owady są cenniejsze niż na przykład wołowina. Jestem przekonany, że to kwestia czasu, przełamania wyobrażenia, że jedzenie owadów to coś odrażającego. Dla mnie to taki sam produkt spożywczy jak każdy inny. Osobiście nie mam i nie miałem oporów przed pierwszym spróbowaniem owadów podczas podróży do Azji, ale ja nie lubię tradycyjnej kuchni polskiej, wolę właśnie azjatycką, a tu owady pasują idealnie. Podejrzewam, że w pasztecie, który kupuje się w sklepie są dużo straszniejsze i bardziej obrzydliwe rzeczy niż skrzydełko czy nóżka karalucha.

Zdaniem hodowcy łatwiej i taniej jest hodować ekologicznie i w sposób w pełni kontrolowany owady niż na przykład kurczaki. Nie zajmują tak wiele miejsca, odpadów jest niewiele i można je wykorzystać jako wartościowy nawóz. Jeśli udałoby się wprowadzić taką hodowlę na skalę masową, wyprodukowanie tej samej ilości białka z mięsa i z owadów będzie w tańsze w drugim przypadku.

Na razie Fabryka Owadów prowadzi głównie hodowlę owadów przeznaczonych na karmę dla zwierząt, ale stopniowo zwiększa się zainteresowanie asortymentem do celów kulinarnych. Zdaniem Jakuba Urbańskiego na razie cena może być dość wysoka - porównywalna z ceną skorupiaków.

Kto to je?

Eksperymenty z bug cusine ma już za sobą restauracja Vine Bridge z Poznania, która dania z owadami serwuje od półtora roku. - Zainteresowanie jest umiarkowane - mówi właściciel restauracji, Jarosław Ludwicki. - Mam świadomość, że to pionierskie przedsięwzięcie, trafia do wąskiej grupy i raczej tak pozostanie. Świadomość bycia pionierem rekompensuje jednak brak większych sukcesów finansowych związanych z bug cuisine. Mam świadomość, że to praca u podstaw i proces na lata. To  jednak przełamywanie wielowiekowego tabu - jedzenie wijących się larw, czerwi skutecznie kojarzone było w religii chrześcijańskiej z czymś nieczystym, a więc złym. Budzi strach i obrzydzenie.

Vine Bridge ma grupę wiernych klientów, którzy jedzą głownie larwy - na przykład w zapiekanym pomidorze z czosnkiem i chili lub w tempurze. - Żyjemy w czasach rewolucji kulinarnej. Dwadzieścia lat po przełomie odzyskujemy tradycję dobrego jedzenia, odgrzebujemy stare receptury, uczymy się. Przy dobrym dostępie do produktów, chcemy uczestniczyć w formowaniu nowych kulinarnych potrzeb. Jedzenie staje się wyróżnikiem, i znowu traktowane jest jak część kultury, dziedzictwa. Wspólne gotowanie, poznawanie i dzielenie  się to także antidotum na rosnące tempo życia. Sporo podróżujemy i porównujemy. Propozycja bug cuisine skierowana jest do ludzi poszukujących i ciekawych świata nowych smaków i podniet. To także propozycja alternatywna otwierająca nas na inne formy białka, przyswajalnego dla człowieka. Kuchnia z owadów trafia do osób świadomych ekologicznie. To w końcu także moda (wystarczy przypomnieć sobie Angelinę Jolie jedzącą świerszcze).

Białko, błonnik i mikroelementy w jednym

- Owady są wartościowe z kilku powodów - potwierdza dr hab. prof. UR Łukasz Łuczaj z Instytutu Biotechnologii Stosowanej i Nauk Podstawowych Uniwersytetu Rzeszowskiego, organizator warsztatów dzikiej kuchni ( www.luczaj.com ) i autor książki "Podręcznik robakożercy". - Po pierwsze są źródłem chudego mięsa, o składzie podobnym do kurczaka i, w wypadku wielu owadów jedzących trawę, bogatego w kwasy tłuszczowe omega-3. Po drugie są niezwykle bogate w mikroelementy. Po trzecie, ale to już mniej ważne, ich chitynowe pancerzyki pomagają w perystaltyce jelit, jak błonnik. Więc jedzenie owadów to jak jedzenie mięsa od razu z błonnikiem i jeszcze wzbogaconego o mikroelementy.Łukasz Łuczaj zaznacza, że niektóre owady mogą być trujące, lepiej więc unikać eksperymentowania na własną rękę z kolorowymi gąsienicami, dorosłymi motylami i chrząszczami. - Z moich osobistych doświadczeń najbardziej polecam koniki polne, różne larwy chrząszczy, turkucie podjadki oraz mrówki. Te ostatnie są strasznie kwaśne, ale bardzo pożywne. Wszystkie te owady po prostu się praży, na suchej patelni, podrzucając żeby się nie przypaliły... Najbardziej smakowały mi takie prażone koniki polne w Oaxaca w Meksyku, polane sokiem z limonki i osolone oraz w świerszcze w Tajlandii z sosem sojowym i cukrem.

Otwarcie restauracji Co to to jeOtwarcie restauracji Co to to je Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Wyborcza.pl Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Z hodowli czy z łąki?

- Nie polecam zbytnio owadów hodowanych na farmach. To trochę tak jak jedzenie kurczaka ze sklepu... Owady są wartościowe jak się je zbiera ze stanu naturalnego, mają wtedy takie wartości jak dziczyzna. Kiedyś przyjechał do mnie dziennikarz z telewizji robić program o jedzeniu owadów. Zebrałem dzikie koniki polne i kupiłem na wszelki wypadek świerszcze ze sklepu zoologicznego. Upiekliśmy je razem. Koniki polne wyjedliśmy do spodu, świerszcze prawie wszystkie zostały, były ohydne. Jadłem dzikie świerszcze, smakują wspaniale. Oczywiście hodowla owadów jest lepszą alternatywą od hodowli kurczaków, bo owady są zmiennocieplne. Na wyhodowanie 1 g owadziego białka potrzeba kilka razy mniej energii niż na 1 g mięsa ssaków i ptaków. Więc mielone owady, jako energetyczny dodatek do potraw - zup, hamburgerów itp. są ekologiczną przyszłością ludzkości.

- Powiedzmy sobie prawdę w oczy - befsztyku albo łososia to to nie prześcignie... Owady które jem ze smakiem to koniki polne, niektóre larwy chrząszczy, turkucie podjadki i cykady oraz spokrewnione z owadami wije i skorpiony. Inne jem raczej z ciekawości lub jadłbym z konieczności.

Copyright © Agora SA