Rewolucyjna usługa czy kolejna fanaberia zblazowanych snobów?

Na początku byłam zbulwersowana. Uznałam, że kolejna grupka cwaniaków próbuje wmówić ludziom, że ich usługi, produkty są wyjątkowe, choć tak naprawdę mogą dostać to samo za niższą cenę. Czy usługa dostawy warzyw i owoców do domu to udogodnienie,  kolejne usprawiedliwienie lenistwa, a może po prostu... snobizm?

Jako osoba, która koncentruje się na tym, co je, lubię dokładnie obejrzeć, wybrać jedzenie, które trafia do mojej kuchni. Więc takie kupowanie kota w worku/warzyw w skrzynce jakoś do mnie nie przemawia. Wolę na spokojnie powybierać, co i w jakiej ilości kupuję. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to oznacza trochę więcej zachodu, czasu, no i trzeba czasem trochę dźwigać. Dla mnie to nie problem, więc dziękuję za pomoc, tym bardziej, że prywatnie mam świetne, zaufane źródło głównie warzyw (ogródek mojej Mamy - na wsi, z której wszędzie daleko). Kiedy już wydawało mi się, że to przemyślałam i rozpracowałam, okazało się, że sprawa jest bardziej skomplikowana...

Warzywa i owoce od lokalnych rolników, rzekomo smaczniejsze i zdrowsze. Usługa Wawrzywniak działa tak: do godziny 20:00 w piątek można zamówić skrzynkę warzyw (mailowo lub telefonicznie), a w sobotę po południu zostanie ona dostarczona pod wskazany adres (dostępne w Warszawie - tylko w kilku dzielnicach). Nie wiem dlaczego, ale odruchowo pomyślałam, że to eko żywność. I tu kolejne zaskoczenie i moje niezadowolenie - wcale tak nie jest!

2 jabłka, dynia hokkaido, brokuł, 5 marchewek, 2 ogórki, 4 gruszki, 3 buraki, por, seler, 3 pietruszki. 3 cebule, 2 pomidory. Koszt 30 zł. Gdyby chodziło o produkty ekologiczne, cena byłaby wyjątkowo atrakcyjna, ale jeśli tak nie jest... drogo. Sprawdziłam - licząc niezbyt skrupulatnie - ile te warzywa kosztują w sklepie i na straganie - wynik waha się koło 20 zł. Oszczędność czasu też jest wątpliwa, bo mało kto żyje samymi owocami i warzywami, więc i tak trzeba chodzić do sklepu lub na targ. Czym w takim razie ma nas skusić taka usługa? Bojowo usposobiona skontaktowałam się z ekipą Wawrzywniaka. Czym właściwie różnią się Wasze owoce i warzywa od tych z bazaru? - Staramy się poznać osobiście rolników, od których kupujemy, obejrzeć ich sad, zobaczyć jak pracują - mówi Pani Agnieszka. - Ci sami ludzie często sprzedają także tym, którzy później handlują na bazarkach.

To wyprzedza moje kolejne pytanie i wątpliwość, bo osobiście wielokrotnie widziałam i poznałam rolników uprawiających na sprzedaż, którzy bez żadnych oporów stosują ogromne ilości szkodliwych nawozów, byle tylko wszystko urosło duże, kształtne... To, że coś jest ze wsi i że od lokalnych dostawców, nie oznacza, że jest ekologiczne i zdrowe. Warzywa i owoce uprawiane bez chemicznego wspomagania zazwyczaj są mniej okazałe, miewają dziwne kształty, skazy na skórce, trafiają się robaczywe. Zazwyczaj mniej cieszą oczy, choć powinno być odwrotnie...

- Można powiedzieć, że mamy to samo, co na straganie - kontynuuje Pani Agnieszka z Wawrzywniaka -  jesteśmy jednak przekonani, że "warzywa bazarkowe" są ogromną wartością tylko jeśli się je odpowiednio wybiera, to znaczy, że trzeba wiedzieć, u której pani kupuje się polskie, a u której plastykowe holenderskie pomidory. Warzywa, które oferujemy nie mają certyfikatów BIO, ponieważ zależało nam również na przystępnej cenie i pokazaniu, że między tanimi produktami z dyskontu, a luksusowymi z eko marketu jest jeszcze możliwość nabycia dobrych warzyw i owoców w dobrej cenie.

I tu muszę się zgodzić - to brzmi sensownie.

Podsumowując - dopłacamy około 10 zł za skrzynkę, dostawę oraz... to, że ktoś zadał sobie trud i znalazł produkty warte swojej ceny. To dużo czy mało?

Wawrzywniak ze swoją ofertą nie jest całkowitą nowością. Podobnie działają już od jakiegoś czasu ekologiczne sklepy z żywnością - w nich kupicie produkty naprawdę ekologiczne i - niestety - około dwukrotnie droższe.

- W naszym przekonaniu tylko certyfikat jest potwierdzeniem wartości produktu - mówi Katarzyna Nowak, vegepack.pl ecowarzywniak z dostawą do domu . - Ludzie często mylą żywność ekologiczną z tą z bazarku, nie zdając sobie sprawy z różnicy. Termin "ekologiczna" jest w tej chwili mocno nadużywany. jednak potwierdzeniem na to może być tylko certyfikat! Moja znajoma była na bazarze świadkiem zmywania z jajek stempla acetonem. Sprzedająca je kobieta twierdziła, że jaja pochodzą z małego ekologicznego gospodarstwa - deklaracja to zdecydowanie za mało. Pamiętajmy, że sprzedawcy na bazarku bardzo rzadko przywożą coś ze swojego gospodarstwa. Rano i tak większość spotyka się na "Broniszach", robią zakupy i każdy jedzie w swoją stronę i twierdzą, że produkty są od nich. Jednak tak czy inaczej ja bym poszła na bazarek, a nie do supermarketu, ale tylko ze względu na poczucie, że tam, na świeżym powietrzu wszystko wygląda lepiej, bardziej świeżo... ale to chyba tylko złudne poczucie. Jednak mam nadzieję, że zdarzają się na bazarach faktycznie dobre produkty.

Nie wszystko mogę przywieźć od rodziny ze wsi, więc jednak muszę kupować. Opcje są co najmniej trzy: ekologicznie i drogo, tanio, ale niewiadomego pochodzenia lub ze sprawdzonego źródła z przeciętną ceną i bez certyfikatów. Decyzja? Kiedyś kupię kawałek ziemi na odludziu i zacznę uprawiać to wszystko sama!

Dyskusje, nowości i kulinarne inspiracje - także na naszym profilu na Facebooku!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.