Blog tygodnia: Strawberries from Poland

Jak przystało na dziecko schyłku XX wieku, gotowania uczyłam się czytając wskazówki na forach kulinarnych. Z czasem dorosłam do tego, by czerpać z doświadczeń babci i mamy.

Kiedy poczułaś, że pasją do gotowania chcesz dzielić się z innymi na własnym blogu?

Na początku 2007 roku odkryłam świat blogów kulinarnych (głównie obcojęzycznych, bo polskich stron była wówczas garstka). Po miesiącu podziwiania kunsztownych zdjęć i oryginalnych potraw zapragnęłam założyć własną stronę, po trzech miesiącach przeistoczyłam me zamiary w czyny i tak narodziły się Truskawki.

A jak zaczęło się twoje gotowanie?

Moja przygoda z kuchnią zaczęła się w podstawówce od przeglądania maminych segregatorów z przepisami. Potem pojawiła się u mnie pierwsza książka kucharska - "Całuski pani Darling" M. Musierowicz, następnie kolejna - "Łasuch literacki" tejże autorki, potem zaś pojawiła się u mnie chęć podjęcia jakiś działań i u g o t o w a n i a czegoś. Albo jeszcze lepiej upieczenia, bo właśnie to wydawało mi się najbardziej kuszącym zajęciem. Przystąpiłam więc do dzieła i upiekłam biszkopciki Ani Shirley (z "Całusków pani Darling"). Ciasteczka miały piękny zapach, jeszcze piękniejszy kolor i były twarde jak dachówki. Smakowały zarówno memu psu, jak i mojej najlepszej przyjaciółce ze szkolnej ławki. Potem było jeszcze ciekawiej - spod moich rąk wychodziły gumowate naleśniki, przypalone pierniki czy ciasto z gruszkami i zakalcem Jakość potraw wychodzących spod mojej ręki poprawiła się pod koniec podstawówki; to wtedy zaczęłam rozumieć, o co chodzi w gotowaniu. Że potrzeba tu dyscypliny (zwłaszcza na początku) i rozsądku, a fantazja sprawdza się w kuchni dopiero, gdy idzie w parze z doświadczeniem.

Dla magazynu Aktivist napisałaś tekst o kulinarnych blogach. Jaka jest społeczność polskich blogerów kulinarnych?

Jeszcze rok temu napisałabym, że społeczność polskich food blogerów stawia pierwsze kroki w blogowym świecie. Dziś te słowa są już nieaktualne, bowiem na przestrzeni roku mieliśmy istny boom - powstało mnóstwo nowych blogów kulinarnych, a jakość tych już istniejących bardzo się poprawiła. W świecie polskich blogów kulinarnych można zaobserwować ciekawe procesy. Jesteśmy już bardziej zaawansowana grupą: rozwijamy swe umiejętności, a robiąc coraz lepsze zdjęcia, wypracowujemy swój styl. Wiele blogów może poszczycić się rzeszą stałych czytelników. Na naszym poletku rodzą się pierwsze gwiazdy (np. Liska z White Plate czy Joanna z Kwestii Smaku), powstają pierwsze projekty współpracy blogerów z magazynami. Myślę, że niebawem pojawią się pierwsze książki autorstwa food blogerów - zagranicą to już norma, że najlepsi autorzy blogów kulinarnych mają na koncie co najmniej jedną książkę, u nas pojawiły się wieści o pracach nad książką Doroty z Moich Wypieków.

Z drugiej strony, w społeczeństwie blogerów kulinarnych można zaobserwować inne zjawisko: narastającą reklamę. Reklamodawcy dopiero niedawno odkryli, jak wielki potencjał kryje w sobie ta społeczność. Jedni autorzy konsekwentnie opierają się reklamie, inni delikatnie wplatają ją w swe przepisy, jeszcze inni dali się ponieść i ich blogi zasłaniają nachalne banery dotyczące sponsoringu. Jestem bardzo ciekawa, jakie przemiany przejdą blogi kulinarne w kolejnym roku.

Co jest ważniejsze w gotowaniu: intuicja czy eksperymentowanie?

Ja stawiam na intuicję. Wierzę bowiem, że każda osoba interesująca się kulinariami, posiada szósty zmysł, który podpowiada, że pewne połączenia smaków tworzą idealną całość, podczas gdy inne zupełnie do siebie nie pasują. Koperek i wędzony łosoś, dynia i kumin, bazylia i pomidory, czekolada i orzechy - to tylko przykłady połączeń idealnych. Aby je poznać, wystarczy kierować się intuicją. Jeśli tej nam brakuje, musimy zdać się na eksperymenty i metodą prób i błędów wypracować swoje połączenia idealne. Tak naprawdę każda metoda jest dobra, byleby prowadziła do właściwego celu, czyli maksimum smaku przy minimum zmarnowanych sił i składników.

Kto przekazał ci najwięcej kulinarnej wiedzy?

Chciałabym móc powiedzieć, że podwaliny mej wiedzy kulinarnej postawiły babcia i mama, ale to nie byłoby prawdą, bo gotować uczyłam się sama. Na nauki od starszych pokoleń nie starczało mi cierpliwości, nigdy nie mogłam wytrzymać pouczania mamy, czy uwag babci. Jak przystało na dziecko schyłku XX wieku, gotowania uczyłam się czytając wskazówki na forach kulinarnych. Z czasem dorosłam do tego, by czerpać z doświadczeń babci i mamy. Dzisiaj nasze każde spotkanie kończy się spisaniem przeze mnie kolejnego przepisu, który jest w naszej rodzinie od lat. Ostatnio poznałam naszą recepturę na potrawkę z kurczaka.

Kogo z wielkich kulinarnego świata zaprosiłabyś do swojej kuchni?

Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że zaprosiłabym Jamiego Oliviera. Ale musiałby gotować w samym fartuszku ; )

Jakie smaki są ci najbliższe?

Najbardziej lubię kontrastowe połączenia smaków i konsystencji potraw: słodkie ze słonym, ostre z łagodnym, chrupiące z miękkim, delikatne z twardym. Lubię, gdy smaki grają na języku. Często zamykam oczy, by lepiej poczuć smak potrawy i wyłonić z niej główną nutę i te poboczne, wzbogacające całość. Lubię proste, ale przemyślane kompozycje smakowe. Nie przemówi do mnie wieżyczka z cielęciny z kroplą sosu borowikowego na puree marchewkowo-ziemniaczanym z prażonymi pestkami dyni, bo nie lubię natłoku składników w jednym daniu, za to wybiorę margheritę z domowym sosem pomidorowym, miękką mozarellą i świeżą bazylią. A zamiast ciasta z kolorową posypką i czterema warstwami kremów, wybiorę mocno czekoladowe brownies z prażonymi orzechami laskowymi. Wychodzę bowiem z założenia, że w kuchni liczy się jakość, a nie ilość składników. To naprawdę działa.

Czego nigdy nie brakuje w twojej lodówce?

Czosnek, jakieś świeże warzywo i jogurt naturalny - to zawsze u mnie jest.

Jak wymyślasz nowe potrawy?

Ostatnimi czasy moja fantazja kulinarna bardzo się rozwinęła, pewnie za sprawą dziesiątek książek kulinarnych, które przeszły przez moje ręce, tysięcy przepisów i zdjęć kulinarnych, które obejrzałam. Coraz więcej radości sprawia mi tworzenie własnych wersji znanych potraw, wzbogacanie ich o moje dodatki. Z reguły nowy przepis powstaje na bazie receptury autorstwa innej osoby - przechodzi tyle zmian, że traci swój pierwotny charakter i staje się bardziej mój niż autora, od którego go zaczerpnęłam. Czasem wymyślam potrawę od podstaw, wiedziona intuicją i moim wyobrażeniem na temat połączeń idealnych. Mam ochotę na rzodkiewkę i ciasto francuskie, więc piekę tartę rzodkiewkową. Mam ochotę na ostre krokiety - przekształcam tradycyjny przepis na aloo gobi w małe kotleciki z jogurtowym sosem.

Czy jest coś, czego nigdy nie ugotujesz?

O tak! Nigdy, przenigdy nie przyrządzę flaków, nie cierpię ich i już. Nie zrobię też ciast w stylu "Shrek", bo takie ekscesy kulinarne, jak farbowanie kremu zielonym sokiem owocowym czy nurzanie ciast w kolorowych posypkach mnie nie bawią. Mało tego, uważam je za barbarzyństwo kulinarne (podobnie jak np. sałatkę z zupek chińskich czy inne tym podobne cudeńka).

A na koniec może jakieś rady dla tych, którzy dopiero zaczynają gotować?

Mając na względzie swoje początki w kuchni, radzę zaczynać od prostych przepisów i ściśle się ich trzymać - fantazja w kuchni jest potrzebna, ale najpierw należy poznać podstawy gotowania. I nie zrażać się niepowodzeniami, bo zawsze znajdzie się chętny na ciasto z zakalcem ;)

A oto jeden z przepisów, który poleca Ania Włodarczyk

Czekoladowe ciastka z ziarnami kawy

*szkielet przepisu zaczerpnęłam z książki "Chocolate & Zucchini" C. Dusoulier, ale bardzo go zmodyfikowałam; główna zmiana polega na dodaniu do ciastek ziaren kawy.

Składniki (na ok.10 sporych ciastek):

100 g białej mąki pszennej

20 g mąki razowej

30 g kakao

1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

140 g czekolady (ja dałam 100 g gorzkiej i 40 g mlecznej)

pół garści ziarenek kawy, pokrojonych na mniejsze cząstki

110 g masła w pokojowej temperaturze

100 g cukru pudru (można dać mniej)

1/2 łyżeczki soli

Do miski przesiewam mąki, kakao i sodę. Topię połowę czekolady (w kąpieli wodnej). Pozostałą część czekolady siekam i odkładam do oddzielnej miseczki razem z ziarnami kawy. Ucieram masło, aż stanie się puszyste, wtedy dodaję do niego cukier puder, sól i ucieram, aż powstanie gładka masa. Następnie dodaję do masy schłodzoną stopioną czekoladę i mieszam do połączenia składników. Następnie dodaję do masy mąkę z kakao, mieszam. Masa będzie ciężka i bardzo gęsta. Dodaję do niej posiekaną czekoladę i kawę, mieszając masę rękami (będzie zbyt ciężka, by zrobił to mikser).Masę zbijam w kulę, owijam folią spożywczą i chłodzę w lodówce przez 20 minut. Rozgrzewam piekarnik do 180 st. C., wykładam blachę papierem do pieczenia. Z ciasta formuję od 10 kulek równej wielkości, po czym układam je na blasze, pozostawiając ok. czterocentymetrowe odstępy. Następnie spłaszczam każdą kulkę tak, by powstało kształtne ciasteczko.

Uwagi: uprażone posiekane ziarna kawy mają delikatny orzechowy posmak i charakteryzują się miłą kruchością. Zachęcam do spróbowania tej wersji, bo czekolada i kawa stanowią parę idealną. Jeśli jednak brakuje Ci odwagi, ziarna kawy możesz zastąpić dowolnymi posiekanymi orzechami.

Chcesz wiedzieć więcej, zajrzyj na www.strawberriesfrompoland.blogspot.com

Cykl "Blog Tygodnia" ma prezentować niezależną kuchnię polską - blogerów i ich pomysły na gotowanie. Jeśli znasz ciekawy blog lub sam/a taki prowadzisz i chcesz zaprezentować się czytelnikom ugotuj.to pisz na adres: ugotuj.to@gazeta.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA